- Jest przepiękny. Najpiękniejszy, jaki w życiu
widziałam. – powiedziałam cały czas przyglądając się pierścionkowi.
- Teraz będziesz tak cały czas na niego patrzeć? –
zapytał ze śmiechem Marc.
- Tak – uśmiechnęłam się. Marc spojrzał na mnie i chwycił
moją lewą rękę, na której gościł pierścionek zaręczynowy. – Bardzo Cię kocham,
najbardziej na świecie.
- Ja Ciebie też. – odpowiedziałam a obrońca krótko mnie
pocałował. Cały czas trzymał kierownicę jedna ręka i wpatrywał się we mnie. –
Teraz już na zawsze razem. Na zawsze. – powiedział. Wtedy blask świateł poraził
nas w oczy, szybko odwróciliśmy głowy w kierunku jezdni, jechaliśmy wprost na
nadjeżdżający z przeciwka samochód. Marc chwycił mocno kierownicę i próbował
wyminąć auto. Lało niemiłosiernie, jezdnia była strasznie śliska, mój
narzeczony nie był w stanie opanować kierownicy. Wpadliśmy w poślizg i
wypadliśmy z drogi. Ostatnie, co usłyszałam to
- Kocham Cię piękna.
*
Szłam w stronę światła, z każdym krokiem stawało się ono
coraz mocniejsze. W pewnym momencie wśród białej poświaty pojawiła się postać.
Podeszłam bliżej i okazało się, że to Marc.
- Czy my właśnie...? – zapytałam, a on potrząsnął twierdząco głową.
- Ale Ty możesz tam jeszcze wrócić. - powiedział głosem, który był dla mnie jak narkotyk.
- A Ty?
- Dla mnie jest już za późno. Ale Ty możesz spróbować. Może się uda.
- Nie wrócę tam bez Ciebie. Razem na zawsze, pamiętasz? Moje miejsce jest przy Tobie. - powiedziałam i pogłaskałam go po policzku. - Albo wracamy razem albo wcale.
- Blan możesz jeszcze żyć, wróć tam. Pogotowie zaraz będzie, pomogą Ci. - powiedział z troską w głosie.
- Już raz mi pomogli, już raz tu stałam, ale wróciłam, bo miałam jeszcze jedną misję do spełnienia. Miałam Cię odnaleźć i być z Tobą szczęśliwa. I byłam, najszczęśliwsza na całym świecie. Teraz nadszedł już ten czas. Bo chcę być z Tobą, bez względu na to czy na ziemi czy w niebie, czy gdziekolwiek gdzie teraz idziemy, ale z Tobą. - powiedziałam i pocałowałam go.
- To co, idziemy dalej? - zapytał i chwycił mnie za rękę. Odwróciłem głowę i zobaczyłam Barcelonę jak przez mgłę.
- Myślisz, że tam też jest tak pięknie? - pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Myślę, że jest tam jeszcze piękniej. - uśmiechnął się - Teraz już na zawsze razem. Kocham Cię księżniczko. - powiedział i zrobiliśmy ten decydujący krok, krok w stronę światła.
- Czy my właśnie...? – zapytałam, a on potrząsnął twierdząco głową.
- Ale Ty możesz tam jeszcze wrócić. - powiedział głosem, który był dla mnie jak narkotyk.
- A Ty?
- Dla mnie jest już za późno. Ale Ty możesz spróbować. Może się uda.
- Nie wrócę tam bez Ciebie. Razem na zawsze, pamiętasz? Moje miejsce jest przy Tobie. - powiedziałam i pogłaskałam go po policzku. - Albo wracamy razem albo wcale.
- Blan możesz jeszcze żyć, wróć tam. Pogotowie zaraz będzie, pomogą Ci. - powiedział z troską w głosie.
- Już raz mi pomogli, już raz tu stałam, ale wróciłam, bo miałam jeszcze jedną misję do spełnienia. Miałam Cię odnaleźć i być z Tobą szczęśliwa. I byłam, najszczęśliwsza na całym świecie. Teraz nadszedł już ten czas. Bo chcę być z Tobą, bez względu na to czy na ziemi czy w niebie, czy gdziekolwiek gdzie teraz idziemy, ale z Tobą. - powiedziałam i pocałowałam go.
- To co, idziemy dalej? - zapytał i chwycił mnie za rękę. Odwróciłem głowę i zobaczyłam Barcelonę jak przez mgłę.
- Myślisz, że tam też jest tak pięknie? - pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Myślę, że jest tam jeszcze piękniej. - uśmiechnął się - Teraz już na zawsze razem. Kocham Cię księżniczko. - powiedział i zrobiliśmy ten decydujący krok, krok w stronę światła.
***
Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że już ich więcej nie
zobaczę. Zadaję sobie pytanie, dlaczego i nie potrafię znaleźć na nie odpowiedzi.
Przecież byli młodzi, zdolni, szczęśliwi. Mieli tyle życia przed sobą.
Marc kochał piłkę nożną. Odkąd się poznaliśmy, od kiedy zaczęliśmy grać
razem w La Masii zawsze powtarzał, że chce być tak dobry jak Puyol. Niewiele mu
brakowało. Był wspaniałym piłkarzem i człowiekiem. Kochał Barcelonę, chciał
zostać tu do końca. I został, ale nie tak długo jakby chciał. – mówił łamiącym
się głosem.
Blanca była piękna, radosna, zawsze uśmiechnięta, miała niesamowity dar
zarażania ludzi pozytywną energią. I za to wszyscy ją kochaliśmy. – zamilkł na
chwilę i spojrzał na dwie urny stojące przed ołtarzem.
Mam nadzieję, że teraz mnie słyszycie, bo wcześniej nie miałem odwagi i
nie zdążyłem wam tego powiedzieć. Przepraszam. Miłość jest nieprzewidywalna i nikt
nie ma na nią wpływu. Wiem, że razem byliście szczęśliwi. Gdybym miał jeszcze
jedną szansę powiedzenia wam kilku słów to Tobie Blanco powiedziałbym, że
zawsze Cię kochałem i kochać będę. Ale teraz, jako przyjaciółkę, narzeczoną
mojego przyjaciela. - powiedział i delikatnie się uśmiechnął. Już jakiś czas
temu zrozumiał, że Suarez nie była kobieta jego życia. Pojechał do Londynu,
spotkał ponownie Coral i jest szczęśliwy. Zdał sobie stare, że Blanca i Marc
byli sobie pisani i nawet cieszył się, że są razem. Miał wrócić, spróbować się
pogodzić, ale nie zdążył…
Marc zawsze byłeś dla mnie jak brat. Brat, którego nie miałem, a bardzo
chciałem mieć. I to Ty nim zostałeś. Byłeś wspaniałym przyjacielem. Gdybyś
teraz tu był podszedłbym do Ciebie, przytulił i powiedział 'Kocham Cię stary'.
- zacisnął mocniej kartkę, którą trzymał w rękę. Wszyscy powiedzieliby, że to słowa,
które chciał wygłosić, ale to nie były one. Była to ich wspólną fotografia,
Marc, Blanca i on. To samo zdjęcie, co wisiało na korytarzu w jego mieszkaniu,
gdy jeszcze mieszkał w Barcelonie.
- Tak dawno tego nie mówiłem i już nie będę miał okazji powiedzieć - powiedział i zaczął płakać jak małe dziecko. Obiecał sobie, że tego nie zrobi, ale emocje były silniejsze od niego. Nie potrafił opanować tego bólu, który rozdzierał go od środka. - Odeszliście za szybko. - wyszeptał i zszedł z mównicy. Gdy usiadł na swoim miejscu schował twarz w dłonie. Obok niego stał Cristian z Loreną. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, cały czas się trzęsła i płakała. Jej mąż przytulał ją i próbował uspokoić chodź sam od kilku nocy nie zmrużył oka. Cała trójka nie mogła pogodzić się ze stratą najlepszych przyjaciół. Wiedzieli, że już nigdy się nie spotkają, nie pójdą na piwo ani się razem nie powygłupiają. To był koniec wielkiej piątki. Teraz została tylko ich trójka.
- Tak dawno tego nie mówiłem i już nie będę miał okazji powiedzieć - powiedział i zaczął płakać jak małe dziecko. Obiecał sobie, że tego nie zrobi, ale emocje były silniejsze od niego. Nie potrafił opanować tego bólu, który rozdzierał go od środka. - Odeszliście za szybko. - wyszeptał i zszedł z mównicy. Gdy usiadł na swoim miejscu schował twarz w dłonie. Obok niego stał Cristian z Loreną. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, cały czas się trzęsła i płakała. Jej mąż przytulał ją i próbował uspokoić chodź sam od kilku nocy nie zmrużył oka. Cała trójka nie mogła pogodzić się ze stratą najlepszych przyjaciół. Wiedzieli, że już nigdy się nie spotkają, nie pójdą na piwo ani się razem nie powygłupiają. To był koniec wielkiej piątki. Teraz została tylko ich trójka.
W ostatniej ławce stała ona. Łzy spływały jej po policzku jedna po
drugiej. Czarna sukienka idealnie wyglądała na jej ciele, a przecież zawsze
powtarzała, że nigdy jej nie założy, bo nie będzie miała okazji. Przyszła, bo
przecież kiedyś go kochała.
- Żegnaj Marc. - wyszeptała i pogłaskała się po zaokrąglonym brzuszku.
- Żegnaj Marc. - wyszeptała i pogłaskała się po zaokrąglonym brzuszku.
Fin.