środa, 11 listopada 2015

Epilogo


- Jest przepiękny. Najpiękniejszy, jaki w życiu widziałam. – powiedziałam cały czas przyglądając się pierścionkowi.
- Teraz będziesz tak cały czas na niego patrzeć? – zapytał ze śmiechem Marc.
- Tak – uśmiechnęłam się. Marc spojrzał na mnie i chwycił moją lewą rękę, na której gościł pierścionek zaręczynowy. – Bardzo Cię kocham, najbardziej na świecie.
- Ja Ciebie też. – odpowiedziałam a obrońca krótko mnie pocałował. Cały czas trzymał kierownicę jedna ręka i wpatrywał się we mnie. – Teraz już na zawsze razem. Na zawsze. – powiedział. Wtedy blask świateł poraził nas w oczy, szybko odwróciliśmy głowy w kierunku jezdni, jechaliśmy wprost na nadjeżdżający z przeciwka samochód. Marc chwycił mocno kierownicę i próbował wyminąć auto. Lało niemiłosiernie, jezdnia była strasznie śliska, mój narzeczony nie był w stanie opanować kierownicy. Wpadliśmy w poślizg i wypadliśmy z drogi. Ostatnie, co usłyszałam to
- Kocham Cię piękna.

*

Szłam w stronę światła, z każdym krokiem stawało się ono coraz mocniejsze. W pewnym momencie wśród białej poświaty pojawiła się postać. Podeszłam bliżej i okazało się, że to Marc.
- Czy my właśnie...? – zapytałam, a on potrząsnął twierdząco głową.
- Ale Ty możesz tam jeszcze wrócić. - powiedział głosem, który był dla mnie jak narkotyk.
- A Ty?
- Dla mnie jest już za późno. Ale Ty możesz spróbować. Może się uda.
- Nie wrócę tam bez Ciebie. Razem na zawsze, pamiętasz? Moje miejsce jest przy Tobie. - powiedziałam i pogłaskałam go po policzku. - Albo wracamy razem albo wcale.
- Blan możesz jeszcze żyć, wróć tam. Pogotowie zaraz będzie, pomogą Ci. - powiedział z troską w głosie.
- Już raz mi pomogli, już raz tu stałam, ale wróciłam, bo miałam jeszcze jedną misję do spełnienia. Miałam Cię odnaleźć i być z Tobą szczęśliwa. I byłam, najszczęśliwsza na całym świecie. Teraz nadszedł już ten czas. Bo chcę być z Tobą, bez względu na to czy na ziemi czy w niebie, czy gdziekolwiek gdzie teraz idziemy, ale z Tobą. - powiedziałam i pocałowałam go.
- To co, idziemy dalej? - zapytał i chwycił mnie za rękę. Odwróciłem głowę i zobaczyłam Barcelonę jak przez mgłę.
- Myślisz, że tam też jest tak pięknie? - pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Myślę, że jest tam jeszcze piękniej. - uśmiechnął się - Teraz już na zawsze razem. Kocham Cię księżniczko. - powiedział i zrobiliśmy ten decydujący krok, krok w stronę światła.

***

Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że już ich więcej nie zobaczę. Zadaję sobie pytanie, dlaczego i nie potrafię znaleźć na nie odpowiedzi. Przecież byli młodzi, zdolni, szczęśliwi. Mieli tyle życia przed sobą.
Marc kochał piłkę nożną. Odkąd się poznaliśmy, od kiedy zaczęliśmy grać razem w La Masii zawsze powtarzał, że chce być tak dobry jak Puyol. Niewiele mu brakowało. Był wspaniałym piłkarzem i człowiekiem. Kochał Barcelonę, chciał zostać tu do końca. I został, ale nie tak długo jakby chciał. – mówił łamiącym się głosem.
Blanca była piękna, radosna, zawsze uśmiechnięta, miała niesamowity dar zarażania ludzi pozytywną energią. I za to wszyscy ją kochaliśmy. – zamilkł na chwilę i spojrzał na dwie urny stojące przed ołtarzem.
Mam nadzieję, że teraz mnie słyszycie, bo wcześniej nie miałem odwagi i nie zdążyłem wam tego powiedzieć. Przepraszam. Miłość jest nieprzewidywalna i nikt nie ma na nią wpływu. Wiem, że razem byliście szczęśliwi. Gdybym miał jeszcze jedną szansę powiedzenia wam kilku słów to Tobie Blanco powiedziałbym, że zawsze Cię kochałem i kochać będę. Ale teraz, jako przyjaciółkę, narzeczoną mojego przyjaciela. - powiedział i delikatnie się uśmiechnął. Już jakiś czas temu zrozumiał, że Suarez nie była kobieta jego życia. Pojechał do Londynu, spotkał ponownie Coral i jest szczęśliwy. Zdał sobie stare, że Blanca i Marc byli sobie pisani i nawet cieszył się, że są razem. Miał wrócić, spróbować się pogodzić, ale nie zdążył…
Marc zawsze byłeś dla mnie jak brat. Brat, którego nie miałem, a bardzo chciałem mieć. I to Ty nim zostałeś. Byłeś wspaniałym przyjacielem. Gdybyś teraz tu był podszedłbym do Ciebie, przytulił i powiedział 'Kocham Cię stary'. - zacisnął mocniej kartkę, którą trzymał w rękę. Wszyscy powiedzieliby, że to słowa, które chciał wygłosić, ale to nie były one. Była to ich wspólną fotografia, Marc, Blanca i on. To samo zdjęcie, co wisiało na korytarzu w jego mieszkaniu, gdy jeszcze mieszkał w Barcelonie.
- Tak dawno tego nie mówiłem i już nie będę miał okazji powiedzieć - powiedział i zaczął płakać jak małe dziecko. Obiecał sobie, że tego nie zrobi, ale emocje były silniejsze od niego. Nie potrafił opanować tego bólu, który rozdzierał go od środka. - Odeszliście za szybko. - wyszeptał i zszedł z mównicy. Gdy usiadł na swoim miejscu schował twarz w dłonie. Obok niego stał Cristian z Loreną. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, cały czas się trzęsła i płakała. Jej mąż przytulał ją i próbował uspokoić chodź sam od kilku nocy nie zmrużył oka. Cała trójka nie mogła pogodzić się ze stratą najlepszych przyjaciół. Wiedzieli, że już nigdy się nie spotkają, nie pójdą na piwo ani się razem nie powygłupiają. To był koniec wielkiej piątki. Teraz została tylko ich trójka.
W ostatniej ławce stała ona. Łzy spływały jej po policzku jedna po drugiej. Czarna sukienka idealnie wyglądała na jej ciele, a przecież zawsze powtarzała, że nigdy jej nie założy, bo nie będzie miała okazji. Przyszła, bo przecież kiedyś go kochała.
- Żegnaj Marc. - wyszeptała i pogłaskała się po zaokrąglonym brzuszku.


Fin.

wtorek, 7 kwietnia 2015

DOCE.


Dzisiejszego ranka Melissa wróciła z Malezji ale tylko na kilka dni, w czwartek ostatni wyścig motoGP w Walencji. Siedziałem na blacie w kuchni i czekałem aż moja dziewczyna wyjdzie z łazienki. Po chwili pojawiła się ubrana w ciemne jeansy i popielatym topie.
- Meli, musimy podjąć decyzję co dalej. – powiedziałem.
- Wiem Marc. – wzięła głęboki oddech - Poznałam kogoś.
- A ja nigdy nie przestałem jej kochać.
- Zabiorę dzisiaj wszystkie swoje rzeczy. Marc to były wspaniałe miesiące, jestem szczęśliwa, że Cię poznałam. Nie żałuję tego, ale chyba nie byliśmy sobie pisani.
- Masz rację. Jesteś wspaniałą, piękną i mądrą dziewczyną. Zasługujesz na szczęście.
- Dziękuję Marc, za wszystko. Jedź do niej, powiedz jej prawdę i bądź szczęśliwy.
- Dziękuję Meli. - powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. - Powodzenia. - Wziąłem kluczyki od samochodu i wyszedłem. Wsiadłem do białego Audi i próbowałem się dodzwonić do Blanci. Nie odbierała więc spróbowałem ponownie. Tym razem się udało.
- Cześć. - powiedziałaś.
- Hej piękna. Spotkamy się?
- Nie.
- Blan co się dzieje?       
- Marc nie mogę. Nie mam już siły.
- Ej nie mów tak. Proszę spotkajmy się. Muszę Ci coś powiedzieć.
- No dobrze. Za 25 minut w 'El Sol'.
- Do zobaczenia.

*

Gdy dotarłem do kawiarni moja ukochana siedziała już przy stoliku w głębi tarasu. Wyglądała idealnie, słońce rozświetlało jej piękną twarz, delikatny wiatr plątał jej włosy. Szeroko się uśmiechnąłem i podszedłem do niej. Miała smutne oczy, cudowny uśmiech nie gościł już na jej twarzy.
- Blanca powiedz mi co się stało, proszę. – poprosiłem zmartwiony.
- Sergi...
- Sergi możemy porozmawiać? – zapytałam gdy weszłam do mieszkania pomocnika Barcelony.
- A mamy o czym?
- Proszę, daj mi chwilę.
- Kawę, herbatę?
- Herbatę jeśli mogę. - usiadłam na krześle przy wyspie kuchennej. Po chwili Roberto postawił przede mną biały kubek z ciepłym napojem. W jego mieszkaniu panowały już pustki, nie było w nim żadnych osobistych rzeczy, tylko meble. Katalończyk przyjechał na weekend ostatecznie pożegnać się z rodziną i przyjaciółmi.

Po chwili rozmowy, tak naprawdę o niczym, bo pytanie o trening czy pogodę są na niskim poziomie, Sergi wstał z krzesełka i podszedł do komody w salonie. Wyjął coś z niej i wrócił na miejsce.
- Mi już nie będzie potrzebny. - powiedział stawiając na blacie czerwone pudełeczko.
- Czy to jest...?
- W dniu w którym wyjechałaś chciałem Ci się oświadczyć. Chciałem żebyś została moją żoną, chciałem Ci udowodnić, że jesteś dla mnie najważniejsza i że bardzo Cię kocham. Ale postanowiłaś wyjechać. Weź go.
- Nie mogę.
- Mi się już do niczego nie przyda. - powiedział i przysunął go bliżej mnie. - Zrób z nim co chcesz, ja go nie chcę. - wzięłam pudełeczko do ręki i otworzyłam. Moim oczom ukazał się przepiękny pierścionek z białego złota z brylantem.
- Jest piękny. Nie mogę go wziąć, nie zasługuje na niego. Przepraszam. - powiedziałam, odłożyłam go i wyszłam z mieszkania Sergiego.

- Blan, to już minęło. Stało się. Wiem, że to trudne, ale musisz dać radę. Taką podjęliśmy decyzję, ona była świadoma.
- Wiem Marc, ale..
- Cii. - przytuliłem ją - Rozstałem się z Melissą. - wyszeptałem. Blanca podniosła głowę i spojrzała na mnie spod swoich długich rzęs. - Tęskniłem za Tobą. Nigdy nie powinienem był pozwolić Ci odejść. Tak bardzo mi Ciebie brakowało. Kocham Cię i nigdy nie przestałem. Jesteś kobietą mojego życia. Teraz możemy być razem, szczęśliwi. Blanca proszę, powiedz coś.
- Ja.. ja też Cię kocham. - wyszeptała, stanęła na palcach i musnęła moje wargi. Szeroko się uśmiechnąłem, wziąłem Cię na ręce i zacząłem odkręcać dookoła.

*

Kilka miesięcy później..

Finał Cheampions League w Rzymie. Real Madryt kontra FC Barcelona. 89 minuta dobiega końca Howard Webb dolicza 3 minuty czasu dodatkowego. Wynik spotkania od 72 minuty to 1:1. Dogrywka jest już coraz bliżej, atmosfera na stadionie jest niesamowita, wszyscy się denerwują i trzymają kciuki za swoją ukochaną drużynę. Kibice przekrzykują się nawzajem śpiewając hymny swoim klubów. Na murawie często dochodzi do spięć, można powiedzieć, że we wszystkich się gotuje. Nagle Messi dostaje piłkę w polu karnym, przymierza i strzela. Na nieszczęście całej Barcelony wieczny żywy, niepokonany Casillas wybija piłkę na aut. Do narożnika biegnie Rakitic, sekundy uciekają nieubłaganie. W polu karnym Królewskich jest już cała jedenastka Blaugrany. Piłka leci, Carvajal nie upilnował Bartry. Obrońca w bordowo-granatowym trykocie wybija się, uderza piłkę głową i… gooooool. Stadion szaleje. Kibice z Katalonii szaleją, Ci z Madrytu płaczą. 92 minuta Barcelona wygrywa 2:1 z Realem. Marc nie wierzy w to, co się stało, biegnie przez pół boiska i całuje herb Barcy, który ma na piersi. Doganiają go chłopaki z drużyny i rzucają się na niego. Przed ławką rezerwową powstaje wielka piramida z zawodników. Została niecała minuta, trzeba wracać na pozycję. Ronaldo kopie do Jamesa i Howard Webb gwiżdże po raz ostatni tego wieczora. Barcelona wygrywa w finale Cheampions League 2016/2017 z Realem Madryt 2:1. Szczęśliwy Bartra podbiega do trybun, wyciąga ręce i pomaga przejść przez barierki swojej ukochanej. Gdy Blanca jest już na murawie, prowadzi ją do linii bocznej, chwyta w pasie i okręca dookoła. Oboje śmieją się, są szczęśliwi. Dziewczyna cudownie wygląda w t-shircie Blaugrany z 15 na plecach i nazwiskiem Bartra.
- Mój mistrz. – mówi i całuje go w usta na oczach całego świata. Jest dumna ze swojego chłopaka, zawsze w niego wierzyła, a teraz, gdy zdobył decydującą bramkę w finale jest więcej niż dumna.

- To wszystko dla Ciebie. – szepcze jej do ucha. Chłopaki szaleją, biegają po całym boisku, skaczą na siebie, ściskają się, a on stoi ze swoją ukochaną z boku boiska i cieszy się zwycięstwem z cały swoim światem. – Kocham Cię księżniczko! – krzyczy najgłośniej jak potrafi. 

~~~~~~~~~~~~ 
Krótki i o niczym. To już ostatni rozdział za tydzień, ewentualnie dwa pojawią się epilogi.
Do następnego
Ines ;*





środa, 25 marca 2015

ONCE.


Pakowałam walizkę, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam Marca. Wpuściłam go do środka i poszłam dalej szykować ubrania.
- Co Ty robisz? – zapytał się.
- Pakuję się. Muszę lecieć do Londynu, dowiedzieć się, co działo się przez te dwa lata w moim życiu.
- Nie możesz tam lecieć sama.
- Mogę i to zrobię.
- Blanca poczekaj. Lecę z Tobą.
- Nie Marc, ty masz treningi, Melissę. Dam sobie radę.
- Dobrze, ale obiecaj mi, że jak coś się tylko będzie działo to do mnie zadzwonisz.
- Obiecuje. – powiedziałam na odczepnego.

*

                Przeglądałam mieszkanie, garderoba była pełna sukienek, płaszczyków, butów, torebek. Nie różniła się niczym od normalniej szafy. W łazience było pełno kosmetyków, w kuchni to, co w każdej kuchni. W salonie natknęłam się na regał, na którym stało średniej wielkości drewniane pudełko. Wzięłam je i usiadłam na kanapie, aby przejrzeć zawartość. W oczy rzucił mi się bladoróżowy zeszyt w sowy. Mimo że on sam był cienki to przez jego wnętrze był bardzo gruby. Gdy go otworzyłam zobaczyłam sporo zdjęć. Lori, Cris, Sergi, Thiago, Julia, Marc.. Pełno zdjęć grupowych, moich z dziewczynami. Na samym spodzie moje zdjęcie z Bartrą. Przedstawiało nas samych na plaży, przytulałam go i dawałam buziaka w policzek. Na odwrocie było napisane „Te quiero M”. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przeglądałam dalej. Wtedy zobaczyłam coś, co zmieniło wiele. Było to zdjęcie USG z podpisem „Blanca Suarez Martinez 05.07.2014r. Clinica Yanoks London. 10 tydzień ciąży, płód rozwija się prawidłowo. Dr. Irene Moreno”. Czytając to zamarłam. Odwróciłam je, a po drugiej stronie napisane było „Moja mała ‘15’. Kiedyś będziesz tak wspaniałym obrońcom jak tatuś. M. B. <3”. Wtedy jeszcze nie byłam pewna, ale doktor Moreno potwierdziła wszystkie moje przypuszczenia
- Może mi Pani powiedzieć, co to jest?
- Trzy lata temu była Pani w ciąży. Na początku czwartego miesiąca wystąpiło silne krwawienie na skutek, którego doszło do poronienia. Przyczyną najprawdopodobniej był silny stres. To ja poinformowałam Panią o ciąży, było to w trakcie rutynowego badania. Była Pani bardzo zaskoczona, ale szczęśliwa. Bardzo mi przykro.
To oznaczało, że Marc i ja mieliśmy zostać rodzicami. I że Bartra nic nie wiedział o dziecku. Siedziałam na ławce w Hyde Parku i nie potrafiłam zebrać myśli. Ja miałam być mamą? I pewnie samotną, bo wcześniej kazałam piłkarzowi zapomnieć. To wszystko jest zbyt skomplikowane. Moda na sukces jest prościej ogarnąć niż moje życie. Nagle rozdzwonił się mój telefon, wyjęłam go z torebki i odebrałam.
- Hejka. I jak tam w deszczowym Londynie? – zapytała piętnastka Barcelony.
- Hej. Słońce świeci.
- Załatwiłaś już, co chciałaś?
- Tak. Jutro mam samolot. – odpowiedziałam smutno.
- Blanca wszystko okej?
- Jasne. – skłamałam.
- Wszystko mi opowiesz jak wrócisz. Zadzwoń jak już będziesz w Barcelonie.
- Oczywiście. Do usłyszenia.


                Umówiliśmy się w kawiarni w porcie. Założyłam jasnoróżowe rurki i popielaty sweter. Gdy pojawiłam się na miejscu Marc już tam był.
- Hej. – powiedział i pocałował mnie w policzek. – Zamówiłem dwie kawy i ciastko.
- Dobrze. Melissa nie jest zła, że zamiast wolny dzień spędzić z nią siedzisz tutaj ze mną? – zapytałam.
- Wczoraj wyjechała. MotoGP jest teraz w Azji; Japonia, Australia, Malezja. Nie będzie jej trzy może cztery tygodnie. Ale wydaje mi się, że z mojego życia wyjechała już na zawsze.
- Czyli?
- Postanowiliśmy dać sobie te tygodnie na przemyślenie. Ale to jednoznaczne z tym, że to już koniec.
- To przeze mnie?
- No coś Ty. Od jakiegoś czasu się nie dogadywaliśmy, coraz więcej się kłóciliśmy. Lepiej rozstać się w przyjaźni niż w kłótni. Mniejsza o to, czego się dowiedziałaś w Londynie?
- Nic ciekawego. Pracowałam, miałam znajomych, ciągle padało. Nic specjalnego. – skłamałam. Nie chciałam mu mówić prawdy, na pewno nie teraz.
- Idziemy się przejść? – zapytał obrońca.
- Możemy iść. – odpowiedziałam z uśmiechem.
Szliśmy plażą, rozmawialiśmy o wszystkim, o tym, co jest i o tym, co było. Albo udawał albo rozstanie z Jimenez nie zrobiło na nim większego wrażenia. Woda w morzu nie była już tak ciepła i przyjemna jak latem, ale chlapnęłam idącego obok Marca.
- Nie ładnie. – powiedział i zaczął mnie gonić. Gdy mnie złapał, chwycił mnie w pasaniu od tyły i zaczął okręcać.
- Marc głupku. – powiedziałam ze śmiechem. Piłkarz postawił mnie na ziemi i odwrócił przodem do siebie. Nasze twarze były już naprawdę blisko siebie, czułam jego oddech na mojej szyi.
- Jeśli teraz Cię pocałuję to dostanę w twarz? – zapytał.
- Nie, ale.. Musze Ci coś powiedzieć. – odpowiedziałam, a Bartra lekko się odsunął. – W Londynie dowiedziałam się czegoś jeszcze. Usiądźmy. – zaproponowałam i usiedliśmy na ciepłym piasku. Z torebki wyjęłam zeszyt ze zdjęciami. Marc wziął je ode mnie i zaczął przeglądać. Gdy dotarł do naszego wspólnego zdjęcia uśmiechnął się i powiedział:
- Pamiętam to zdjęcie.  Podarowałem Ci je na naszą 6 miesięcznicę. Na początku strasznie się ucieszyłaś a potem posmutniałaś i zaczęłaś marudzić, że nie możesz go nigdzie ustawić, bo Sergi może je zobaczyć. Przez dłuższy czas stało u mnie, ale w noc przed Twoim wyjazdem wzięłaś je. Zorientowałem się jak już Cię nie było. Byliśmy razem szczęśliwi. – delikatnie się uśmiechnął i objął mnie ramieniem. – To chciałaś mi pokazać?
- To nie wszystko. – wzięłam głęboki oddech i wyjęłam z teczki zdjęcie USG. – Byłam w ciąży. – wyszeptałam i łza spłynęła mi po policzku. – Dowiedziałam się dopiero w Londynie. Wyjeżdżając stąd nie wiedziałam, że mamy zostać rodzicami. Poroniłam w czwartym miesiącu. – dokończyłam i zalałam się łzami.
- Nasze maleństwo? Miałem być ojcem?
- Tak..
- Jesteś pewna, że było moje?
- Marc tylko z Tobą byłam w Paryżu. I jestem tego pewna na 1000 procent. – powiedziałam, a obrońca pocałował mnie w czubek głowy.
- Tęskniłem za Tobą. Codziennie. W każdym momencie. Blanca spójrz na mnie. – poprosił, a ja to zrobiłam. Barcelońska ‘15’ przegarnęła kosmyk moich włosów i zbliżyła swoją twarz do mojej. – Nie płacz. Jestem tu z Tobą. – Kciukiem starł łzę spływającą po moim policzku i musnął moje wargi. Po chwili pocałował mnie. Czułam się niesamowicie, dostałam gęsiej skórki, a po plecach przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Gdy skończyliśmy się całować spojrzał na mnie, a ja zatraciłam się w jego hipnotyzujących oczach. - Dajmy sobie jeszcze jedną szansę. 
- Marc, najpierw musisz zakończyć swój związek z Melissą. Potem porozmawiamy. – odpowiedziałam i przytuliłam go.


                Gdy wróciłam do Barcelony świat obiegła informacja, że Sergi chce opuścić drużynę Dumy Katalonii. Wczorajszego wieczora Barca razem z Roberto ogłosiła, że pomocnik od stycznia będzie grał w jednej z londyńskich drużyn. Postanowiłam udać się do Sergiego i zapytać się, dlaczego podjął taką decyzję. Mówił, że dobrze mu w Katalonii, zawsze powtarzał, że kocha ten klub. Miałam złe myśli, obawiałam się, że to wszystko moja wina, a jego wybór jest zbyt pochopny.
- To przeze mnie wyjeżdżasz? – zapytałam go, gdy pakował coś do kartonu.
- Nie. W Barcelonie nie grałem tyle ile bym chciał, dostałem kilka dobrych propozycji. To chyba najlepszy moment żeby wyjechać, zmienić otoczenie, klub, ligę.
- Chciałam Cię jeszcze raz przeprosić.
- Daruj sobie, to i tak nie zmieni tego, co było… Zamierzaliście mi w ogóle powiedzieć?
- Nie wiem, chyba nie. Tak było by lepiej.
- Pewnie tak. Przynajmniej nie wiedziałbym, że moja dziewczyna pieprzyła mojego najlepszego przyjaciela za moimi plecami.
- Nie mów tak.
- Taka jest prawda. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi i zaprosicie mnie na ślub. A teraz wybacz, ale musze się pakować. Jutro o tej porze mam się stawić w Londynie. Jak będziesz wychodzić zamknij za sobą drzwi. Cześć Blanca.

-Sergi… - powiedziałam cicho, ale on już nie zwrócił na mnie uwagi. – Przepraszam. – dodałam. Gdy wychodziłam nad szafką z butami zobaczyłam jedno zdjęcie. Wzięłam je do ręki i łza spłynęła mi po policzku. Fotografia przedstawiała Sergiego, Marca i mnie razem, byliśmy tacy szczęśliwi. Odłożyłam je na miejsce i wyszłam z mieszkania Roberto. 

-------------------------
Przepraszam, że nie komentuje waszych blogów, ale mój blogger ostatnio zwariował i nie mogę dodawać komentarzy, :/ Ale przysięgam, że czytam wszystkie na bieżąco.

2:1 z Realem, jestem bardzo dumna z naszych chłopców! <3



Do następnego, 
Ines ;*


wtorek, 17 marca 2015

DIEZ.

Od dwóch tygodni pracowałam w jednym z barcelońskich agencji od wystroju wnętrz. Z każdym dniem szło mi coraz lepiej, przypominałam sobie projektantów, techniki i różne myki. Miałam już nawet pierwszych klientów! Siedziałam właśnie w swoim nowym biurze, gdy wszedł do niego Marc.
- Chcesz mu powiedzieć? – zapytał wściekły po chwili rozmowy.
- On powinien wiedzieć.
- I jak chcesz to zrobić? Pójdziesz do niego i powiesz mu, że jak byłaś z nim to byłaś też ze mną, że mnie kochałaś i to, dlatego wyjechałaś..
- Nie, nie wiem jak. – powiedziałam.
- Nie musisz się wysilać. Marc chyba powiedział wszystko. – usłyszałam głos Sergiego i odwróciłam się.
- Sergi to nie tak…
- Zdradzałaś mnie z nim? Z nim? Jesteście siebie warci. – skomentował i wyszedł trzaskając drzwiami.
- Kurwa! – krzyknął Marc i uderzył pięścią w ścianę. – Tego chciałaś? Masz już czyste sumienie?
- Przestań! – powiedziałam i zaczęłam płakać.
- Przepraszam. Nie powinienem krzyczeć. – podszedł do mnie i mocno przytulił.
Nie potrafiłam opisać swoich uczyć w tym czasie. Czułam się jak ostatnia zdzira, skrzywdziłam wszystkich, a przy okazji siebie. Nie wiem czy tak naprawdę chciałam żeby Sergi się dowiedział o moim romansie z Bartrą. Byłam zdesperowana i zmęczona tym wszystkich. Marzyłam żeby zapaść się pod ziemię, zniknąć i odjąć wszystkim ten ból, który ich wyrządziłam. Powinnam wyjechać, tak byłoby najlepiej. Uciec o raz drugi? Dlaczego nie…

*

                Siedzieliśmy w szatni, zawiązywałem buty i słuchałem durnej opowieści Martina. Śmiech Bartry doprowadzał mnie do szaleństwa. Miałem go dosyć, jego obecność sprawiała, że ciśnienie mi skakało, a krew w żyłam zaczęła chaotycznie pulsować. Przed oczami cały czas miałem wyobrażenie obrońcy z Blancą w łóżku. Moją Blancą. Moją księżniczką, moim wszystkim…
- To było dobre. – skomentował.
- Tak dobre jak Blanca w łóżku? – zapytałem wściekły. – Odpowiedz. – wstałem i podbiegłem do obrońcy. Chwyciłem go za biały T-shirt i popchnąłem na ścianę. – No powiedz. Fajnie się pieprzyło moją dziewczynę?!
- Zajebiście. – powiedział pewnie. Nie wytrzymałem i uderzyłem go pięścią w twarz. Zatoczył się lekko do tyłu, ale po chwili mi oddał.
- Jak mogłeś skurwielu? – wycedziłem przez zęby i uderzyłem go ponownie. Obrońca przetarł dłonią twarz, czym starł krew lecącą z nosa.
- Trzeba było jej lepiej pilnować. – odpowiedział i mi oddał. Wtedy do akcji wkroczył Andres i Leo. Odciągnęli nas od siebie i próbowali uspokoić. Przecierałem twarz mokrym ręcznikiem żeby zmazać ostatnie ślady krwi. W ustach nadal czułem jej metaliczny posmak. Po chwili do szatni wszedł trener.
- Wy! – wskazał na mnie i Bartrę. – Do mnie! Natychmiast! – krzyknął.
Weszliśmy do jego gabinetu, za dużym, dębowym biurkiem, w skórzanym fotelu siedział Lucho.
- Czy wyście do cholery powariowali? Klub to nie miejsce do bójek. Oboje jesteście zawieszeni w następnym meczu. A teraz zejdźcie mi z oczu, bo zawieszę na dłużej.
- Ale mister… przecież gramy z PSG.
- Właśnie. Kim ja do cholery zagram? No kim? Wynoście mi się stąd.. Bartra, co się tak patrzysz? Masz jeszcze jakieś złote rady?
- Nie trenerze.
- Więc żegnam.
Wyszedłem szybko z gabinetu i skierowałem się do swojego samochodu. W kilka dni runęło moje całe życie. Straciłem ukochaną, najlepszego przyjaciela i teraz jeszcze Lucho mnie zawiesił. Po prostu rewelacja.. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się biłem, w sumie ja chyba nigdy się nie biłem. A teraz? Przywaliłem chłopakowi, którego uważałem za brata. Ale nie żałowałem tego. Wiem, że to nie sprawi, że przestanie mnie rozrywać od środka, bo nawet przez chwilę nie poczułem się lepiej. Bo bicie się, użalanie nad sobą, picie nie odda mi Blanci..

*

Siedziałam na nawilżonej murawie i rozciągałem się. Na boisku byli już prawie wszyscy, ostatnia grupka w postaci dwóch Argentyńczyków i Urugwajczyka wyszła na płytę boiska. Zauważyłem zdenerwowanie na twarzy trenera, który usilnie kogoś szukał. Rozejrzałem się wokół siebie i dostrzegłem, że brakuje jednej osoby. Faceta, który był dla mnie jak brat, a teraz nawet nie chce na mnie spojrzeć.
- Czy ktoś do cholery może mi powiedzieć gdzie jest Roberto? – zapytał się Mister – Bartra?
- Nie mam pojęcia trenerze. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Lucho, dzwonił do sekretariatu przed chwilą. Jakieś problemy żołądkowe czy coś. Ogólnie go nie będzie. – zawołał drugi z trenerów.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu się dzieje? W piątek się biją, w sobotę Sergi nie zjawia się na trybunach, teraz jakieś symulowanie choroby. Moja drużyna składa się z dorosłych facetów, a nie grupki przedszkolaków.
- Kobieta trenerze, kobieta. – powiedział Iniesta.
- Wszędzie te baby. – powiedział pod nosem Enrique. – Panowie 15 kółeczek! – na co wśród nas wywołało jęk – Dalej, dalej, bo będzie zaraz 20. No ruszać się.


            Zapukałem w popielate drzwi mieszkania mojego przyjaciela, nikt nie otwierał, więc zapukałem ponownie. Usłyszałem zza drzwi głośne ‘Już idę’. Po chwili drzwi otworzył mi Sergi. Spojrzał na mnie, przewrócił oczami i powiedział:
- To ty. Czego chcesz?
- Porozmawiać. – odpowiedziałem spokojnie. Roberto pokręcił głową, chwycił za klamkę i chciał zamknąć drzwi, lecz mu to uniemożliwiłem. – Daj mi pięć minut. – spojrzał z ukosa, otworzył je i wpuścił mnie do środka. W mieszkaniu nie wyglądało najlepiej. Wszędzie leżały puste puszki po piwie, butelki po winie, opakowania po pizze czy chińskim żarciu. Na fotelu leżały stare ciuchy, pomocnik rozsiadł się na kanapie i powiedział:
-Mów, co chciałeś powiedzieć i spierdalaj.
- Chciałem Ci to wszystko wyjaśnić.
- Co chcesz mi wyjaśniać? Że pieprzyłeś moją dziewczynę i przez trzy lata nic mi nie powiedziałeś. Byłeś moim przyjacielem, traktowałem Cię jak brata, a Ty? Jak mogłeś? – krzyknął.
- Nadal nim jestem. Stary to nie tak. Ona Cię kochała. To jasne jak słońce. Byliśmy młodzi i głupi.
- Nie, wiesz jak było? Kochała Ciebie, tylko i wyłącznie Ciebie. Jak głupi myślałem, że chodzi o to, że poświęcam jej tak mało uwagi. A ona po prostu nie potrafiła mi powiedzieć, że kocha mojego najlepszego przyjaciela. Nie rozumiem jak mogłem niczego nie zauważyć. Wiesz, co jest najgorsze? Że ja ją nadal kocham. Gdy zobaczyłem ją te kilka miesięcy temu w tych drzwiach zrobiło mi się gorąco i serce zaczęło szybciej bić. Ale wybrała Ciebie.
- Ale ja mam Melissę.
- Kogo Ty chcesz oszukać? Mnie, Mellise, Blance czy samego siebie? Przemyśl to dobrze, czy aby na pewno jesteś z kobietą, którą kochasz. A teraz stąd wyjdź. Nie chcę na Ciebie patrzeć. Powinienem Ci przywalić, ale to i tak nic nie da. Przez to jej nie odzyskam. Zabrałeś mi kobietę, którą najbardziej kochałem. Nigdy Ci tego nie wybaczę. Nigdy! – krzyknął.
- Przepraszam. – powiedziałem i wyszedłem.

*

                Gdy dowiedziałem się o romansie Blanci z Marciem ścięło mnie z nóg. Jestem dość roztrzepanym człowiekiem, ale nigdy nie sądziłem, że tak istota rzecz może mi umknąć. W sumie, nie tylko ja nic nie zauważyłem. Za każdym razem, gdy o tym myślałem robiłem wielkie oczy. Jak to wszystko jest w ogóle możliwe?
Wziąłem telefon i wybrałem numer Marca. Nie czekałem aż się odezwie, gdy tylko usłyszałem dźwięk wybranego połączenia powiedziałem:
- Marc do cholery, jak to jest, że dowiaduje się ostatni o twoim związku z Blancą?
- Co?! - usłyszałem głos Melissy i uderzyłem się w czoło na znak swojej głupoty.
- O cześć Meli. - powiedziałem ze sztuczną słodyczą w głosie.
- Cris, o czym Ty mówisz?
- O niczym. Powiedz Marcowi żeby do mnie zadzwonił. Cześć. - odpowiedziałem szybko i się rozłączyłem.

*

                Gdy wróciłem do domu panowała cisza. Rzuciłem torbę treningową w kąt i poszedłem do kuchni. Wyjąłem z lodówki wodę i nalałem sobie do szklanki. Wtedy dostrzegłem postać Melissy siedzącej na kanapie. Zdziwiłem się i to bardzo na jej widok. Podszedłem do niej i zobaczyłem, że w ręku ściska nasze wspólne zdjęcie.
- Cześć kochanie. - powiedziałem i pocałowałem ją w policzek.
- Co Cię łączyło z Blancą? - zapytała wprost. Zatkało mnie, nigdy nie powiedziałem jej tego, że ja i Suarez..- Odpowiedz! – krzyknęła, a w jej oczach dostrzegłem łzy.
- Byliśmy razem. - odpowiedziałem i spojrzałem na swoje buty.
- Ile?
- Prawie dziesięć miesięcy.
- Kochałeś ją?
- Tak.
- Dlaczego Cris nie wiedział?
- Nikt nie wiedział.
- Co?
- Nikt nie wiedział, bo ten związek był tajemnicą. W tym czasie Blanca była z Sergim. – powiedziałem, a Melissa się zaśmiała.
- Jak mogłeś? Chciałeś żebym Ci ufała, wmawiałeś mi, że nic was nie łączy.
- Bo nie łączy.
- Okłamałeś mnie. Cały czas kłamiesz. Łudziłam się, że pomagasz jej tylko, dlatego, że się przyjaźnicie. A Ty z nią byłeś.
- Meli to nie tak. - spojrzałem na nią - To prawda nie powiedziałem Ci prawdy, ale to z Tobą jestem i Ciebie kocham.
- Nie wierzę Ci. Ja już w nic nie wierzę. - powiedziała i kolejna łza spłynęła jej po policzku. Chciałem ją zetrzeć, ale dziewczyna odepchnęła moją dłoń. - Za dwa dni wyjeżdżam. To będzie idealny czas żeby przemyśleć wszystko. Żeby pomyśleć czy to ma dalej sens czy My możemy istnieć razem czy lepiej osobno. Dajmy sobie te tygodnie na przemyślenie tego wszystkiego. - powiedziała i wstała z kanapy. - Wychodzę. Będę wieczorem.

Kurwa! To życie jest do bani! Nic nigdy nie idzie po mojej myśli. Trzy lata temu zaznałem szczęścia, Blanca była moim szczęściem. Mimo, że dzieliłem ją z Sergim to ona sprawiała, że cieszyłem się życiem. Ona wywoływała uśmiech na mojej twarzy, była wszystkim. Potem wyjechała i zostałem sam. Wszystko straciło sens, wszystko. Pojawiła się Melissa i pokochałem ją. Było idealnie, znowu moje życie się poukładało, ale gdy pół roku temu wróciła Suarez zacząłem wątpić we wszystko. Teraz chciałabym się zapaść pod ziemię. 

-------------------------------------
Rozdział miał być wczoraj, ale tak wiele mi z nim nie pasowało, że musiałam połowę zmienić. Mam nadzieję, że teraz jest już dobrze, albo chociaż odrobinę lepiej.
Jest Sergi, może nie jakaś zabójcza ilość, ale jest. :)
Do następnego,
Ines ;*


 

poniedziałek, 9 marca 2015

NUEVE.


Spacerowałyśmy z Loreną po jednym z barcelońskich parków, na dworze robiło się coraz zimniej, mimo to świeciło piękne słońce. Mała Carlota siedziała grzecznie w wózku i bawiła się maskotką. Po głowie cały czas chodziły mi słowa Marca, potrafiłam odtworzyć całą sytuację z przed kilkunastu dni. Najbardziej intrygowały mnie słowa „Lori się chyba czegoś domyślała”. Chciałam się jej zapytać czy to prawda, ale nie wiedziałam jak. A jeśli nie wiedziała? Co wtedy? Usiadłyśmy na jednej z ławek, wzięłam głęboki oddech
- Lori mogę zapytać się o coś z przed lat? – zapytałam niepewnie.
- Oczywiście kochana. – odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
- Czy.. wie.. czy.. – więcej nie mogło mi przejść przez gardło. – Nie ważne.
- Czy wiedziałam o Tobie i Marcu? Tak, wiedziałam. Udawałam, że nie mam o niczym pojęcia, bo to była wasza decyzja i wierzyłam, że niedługo to wyjaśnicie. Nie martw się, nikt oprócz mnie nie wiedział. Cris jest ślepy, on takich rzeczy nie widzi, a Sergi.. Sergi był w Tobie tak zakochany, że nawet jakby wiedział to by nie uwierzył.  Blanca, zawsze wierzyłam, że wiesz, co robisz, nawet wtedy.
- Jak się domyśliłaś?
-Wasze uśmiechy, powiększające się źrenice, to jak reagowaliście na siebie. Na miłość Boską, jestem psychologiem i dostrzegam to, czego inni nie widzą. Gdy wyjechałaś byłam już pewna. Roberto był załamany, przez dłuższy czas się obwiniał. Marc krótko po Twoim wyjeździe zmienił się, gra w piłkę przestała go cieszyć, zaczął chodzić na imprezy, nie można było się z nim w ogóle dogadać. Dwa dni po tym jak wyjechałaś poszliśmy do baru…
- Spakowała wszystkie swoje rzeczy i wyjechała. Nie mam pojęcia gdzie. – powiedział załamany Sergi.
- Chodź stary, przyniesiemy coś mocniejszego do picia. - powiedział mój narzeczony i razem z Roberto poszli do baru.
- Ty wiesz gdzie ona jest, prawda? – zapytałam obrońcę.
- W Londynie. - odpowiedział krótko.
- Marc, ja wiem.
- To, po co głupio pytasz? - prychnął.
- Dobrze wiesz, że nie o tym mówię.
- Mohito dla Lori, szkocka dla mnie, a dla was czyste. - powiedział Cristian, gdy po chwili zjawili się przy stoliku.
- Wypijmy za nas, za to, że zawsze jesteśmy razem. Niezniszczalna czwórka. - powiedział napastnik. Marc wziął kieliszek i wypił od razu całą zawartość. Chwilę potem zrobił to samo.
- Przynieś mi tequile - zaczepił kelnera - albo najlepiej dwie.
… to nie był ten Bartra, którego wszyscy znaliśmy. Pewnie był nieświadomy, że wtedy tak naprawdę mi powiedział o was. On naprawdę Cię kochał.
- Wiedziałaś, a mimo wszystko ucieszyłaś się na mój powrót, dlaczego? – zapytałam niepewnie.
- Bo jesteś moją przyjaciółką. – przytuliła mnie – Wszyscy popełniają błędy, a miłość nie wybiera. Myślisz, że miedzy mną a Crisem zawsze było idealnie? Nie raz się kłóciliśmy, zrywaliśmy żeby potem się zejść. Mimo tego wszystkiego mamy teraz najcudowniejszą córkę po słońcem i codziennie kocham go coraz bardziej. Miłość jest najgłupsza, ale też najcudowniejsza. Będzie dobrze. – powiedziała i pocałowała mnie w policzek. - Pamiętam jak pojechaliśmy kiedyś do Parku Aventura, myślałam, że Marc nie wytrzyma i w końcu Cię pocałuje przy wszystkich, ale był dzielny. – dodała z uśmiechem.

                Umówiliśmy się w parku rozrywki pod Barceloną. Na weekend zawieźliśmy Carlotę do moich rodziców, więc mogliśmy z Crisem jechać z wami. Gdy pojechaliśmy na miejsce byłaś już tam z Sergim. Widzieliście na ławce pod palmą, przytulaliście się, uśmiechaliście. Wyglądaliście na szczęśliwych.
- Hej gołąbeczki. - powiedział Cristian i przywitał się z wami. Zawtórowałam mu i zrobiłam to samo. - Gdzie Marc?
- Nie ma go jeszcze. Zaraz powinien być. - powiedziałaś.
- Może wreszcie poznamy tą jego ślicznotkę. Ciągle tylko o niej słyszymy. - dodał mój narzeczony.
- Taa - powiedziałam - O wilku mowa!
- Sorki za spóźnienie. Telefonu nie mogłem znaleźć. - uśmiechnął się. Podszedł do każdego z nas i przywitał się. Gdy dawał Ci buziaka w policzek w Twoich oczach zobaczyłam coś dziwnego, coś w rodzaju iskierek radości.
- Gdzie zgubiłeś swoją dziewczynę?
- Yyy ten.. w pracy musiała coś załatwić. - powiedział niepewnie.
- Stary, jak ona ma w ogóle na imię? - zapytał Roberto. Marc spojrzał na Ciebie i po długiej przerwie zaczął mówić
- Aaa.. Alicia. - od razu wiedziałam, że jest to imię wymyślone na poczekaniu. Żadna Alicia nie istniała. Jego związek z tą dziewczyną był jedną, wielką ściemą.
- Alicia, ładnie. - powiedziałaś z uśmiechem.
- Tak, wiem. - odpowiedział i puścił Ci oczko.
Bawiliśmy się bardzo dobrze, staliśmy w kolejce na jeden z rollercosterów. Ludzie przesuwali się do przodu, byliśmy coraz bliżej wejścia. Przez bramki przeszedł Marc, Ty za nim, chciał przejść Sergi, ale bramki się zablokowały. Większą ilość osób nie zmieściłaby się do wagonów.
- Poczekamy na was przy wyjściu. - krzyknął Marc i razem z Tobą usiadł w jednej parze.

                Od razu, gdy kolejka ruszyła chwyciłem Cię za rękę. Krzyczeliśmy, śmialiśmy się, było cudownie. Ale to była tylko chwila podczas tak długiego dnia. Staliśmy przy wyjściu w oczekiwaniu na Lori, Crisa i Sergiego. Wiedzieliśmy, że mamy góra 5 minut samotności. Pierwsze, co zrobiłem to Cię mocno przytuliłem.
- Ja tak nie potrafię. Jesteś tak blisko, a ja nie mogę Cię przytulić, pocałować. Na dodatek muszę patrzeć na te amory ze strony Sergiego. Widzę jak Cię tuli, składa pocałunki. Krew mnie wtedy zalewa. Alicio...
- Lepszego imienia nie mogłeś mi wymyślić? - zaśmiałaś się - Wiem Marc. To trudne. Ale wiedziałeś, w co się pakujemy.
- Kiedy się widzimy? Nie wytrzymuje bez Ciebie. Wymyśl coś, proszę.
- Dobrze, powiem mu, że... idę na zakupy. Nie ważne zresztą gdzie. Albo wiem. Za tydzień macie wolny weekend, prawda?
- No w piątek, sobotę i niedzielę nie trenujemy.
- Wyjedźmy. - powiedziałaś pewnie.
- Ale jak? Razem?
- Razem, ale osobno. Powiem Sergiemu, że dostałam zlecenie w Madrycie. Ty im powiesz, że wyjeżdżasz gdzieś z Alicią. Nie zorientują się. Co Ty na to? - zapytałaś.
- Jesteś genialna. - przytuliłem Cię i pocałowałem. - Teraz znowu będę musiał się powstrzymywać, bo zaraz przyjdą. Echh. Kocham Cię. - powiedziałem i pocałowałem Cię jeszcze w policzek.
                Wymyśliłaś, że spotkamy się dopiero w samolocie. Tak było najbezpieczniej, nikt na lotnisku nie był w stanie zrobić nam zdjęcia razem. Ubrany w ceglaną bluzę, jasne jeansy i czapkę z daszkiem siedzi w klasie bissnes w oczekiwaniu na Ciebie. Po chwili pojawiłaś się ubrana w czarne rurki, białą koszulkę, czarną skórzaną kurtkę i tego samego koloru botki na obcasach. Na głowę założyłaś jasnoróżową czapkę smerfetkę. Makijaż typu smoothie i mocno różowe usta. Nigdy bym nie powiedział, że to Ty.
- Wolne? - zapytałaś.
- Tak. - odpowiedziałem z uśmiechem. Usiadłaś, zapięłaś pas, torebkę położyła pod nogami. - Właśnie lecę z Alicią do Londynu.
- Ja do pracy do Madrytu. - powiedziałaś i zaczęliśmy się śmiać. - Zrobiłam nawet zdjęcie tablicy z napisem "Madrid" i wrzuciłam na instagrama.
- Ja pożyczyłem na chwilę bilet od gościa, który siedział w hali odlotów obok mnie, leciał do Londynu. No i zrobiłem to, co Ty. - skończyłem mówić i pocałowałem Cię policzek. - Ten weekend będzie nasz. Tylko i wyłącznie nasz.
Wtedy z głośników rozległo się: „Witamy na pokładzie Airbusa 5182 na trasie Barcelona - Paryż. Przewidywany czas przelotu to godzina i pięćdziesiąt pięć minut. Życzę państwu miłego lotu. Kapitał Ricardo Montero wraz z załogą.”

*

                Siedziałem na brzegu łóżka z tabletem w ręce, gdy wyszłaś z łazienki w samej koronkowej bieliźnie i w mokrych włosach. Krótko na Ciebie spojrzałem, wyglądałaś tak pięknie, długie nogi, chudy brzuch i najcudowniejszy uśmiech na twarzy. Po chwili znowu pusto patrzyłem w ekran urządzenia.
- Marc, co się dzieje? - zapytałaś.
- Nic.
- Przecież widzę, co jest? - uklękłaś za mną i objęłaś swoimi zgrabnymi dłońmi moją klatkę piersiową i umięśniony brzuch. - Hej słońce..
- Ja tak dalej nie chcę. W ich towarzystwie nie mogę Cię nawet przytulić. A potem widzę i czytam "Sergi Roberto z dziewczyną na spacerze po plaży w Barcelonie. Para nie szczędziła sobie od namiętności". On myśli, że jest jedynym, że jesteś tylko jego. A ja wiem, że jest on. Że dzisiaj śpisz ze mną, a jutro z nim.
- Marc przecież wiesz, że Cię kocham.
- Ale wiem też, że kochasz i jego, prawda? Jak to jest kochać nas obu? - zadałem pytanie, ale otrzymałem odpowiedzi. Za to przestałaś mnie obejmować. - Muszę się napić. - powiedziałem i wystawałem z łóżka. Ubrane pierwszą lepszą koszulkę, kurtkę, wziąłem portfel, telefon i wyszedłem z pokoju. Zachowałem się jak dupek. Całując Cię wtedy, tamtego wieczoru wiedziałem, że jesteś z Sergim i w co się pakuję. W hotelowym barze wypiłem jedną szkocką whiskey, przewietrzyłem się i wróciłem na górę do pokoju. Wtedy zobaczyłem najgorszy widok, moje serce się krajało. Na kanapie w salonie siedziałaś zapłakana, ubrana w moją bordową bluzę, w rękach ściskałaś koszulkę, która miałem na sobie w samolocie.
- Przepraszam.. Przepraszam - powiedziałem, zerwałaś się z miejsca, pobiegłaś do mnie i mocno przytuliłaś – Przepraszam. Jestem idiotą. Nie płacz już, proszę. Przecież to nie Twoja wina. Kochanie proszę. - spojrzałem prosto w Twoje zaszklone oczy. Zamrugałaś i kolejna łza spłynęła po Twoim policzku, po chwili szybko starłem ją kciukiem. Oparłem swoje czoło o Twoje i zacząłem głaskać Cię po włosach.
- Pocałuj mnie. - wyszeptałaś. Lekko się uśmiechnąłem, wziąłem Twoją twarz w dłonie i pocałował Cię. Był on inny od pozostałych, pełen smutku i miłości.
- Kocham Cię i bez względu na wszystko nigdy nie przestanę. - przytuliłem Cię najmocniej jak potrafiłem i pomyślałem sobie, że jest to najtrudniejszy związek, w jaki kiedykolwiek mogłem się wpakować. - Ubieraj się. Zdążymy jeszcze na migającą wieżę Eiffla.
- Marc, czy Ty widzisz jak ja wyglądam?
- Pięknie jak zawsze. No chodź.
- Daj mi chwilkę. - powiedziałaś i zniknęłaś w łazience. Po około 30 minutach pojawiłaś się w czarnych rurkach, białej, luźnej, eleganckiej koszuli. Na nadgarstku miałeś złotą bransoletkę. Włosy lekko podkręciłaś, powieki wymalowałaś ciemnym cieniem, usta brzoskwiniową pomadką. Wyglądałaś prześlicznie.


Staliśmy wtuleni w siebie przed wieżą Eiffla. Dookoła nie było prawie nikogo. Napawałem się zapachem Twoich perfum, gdy cicho powiedziałaś:
- Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? - odwróciłaś się do mnie przodem.
- Nie wiem kochanie. Ale chciałbym żeby tak było już zawsze. Ty, ja, sami, wtuleni w siebie, nieprzejmujący się tym, co jest i co może się stać. - powiedziałem, a Ty stanęłaś na palcach i pocałowałaś mnie.

-----------------------
Wiecie, że zostały tylko trzy rozdziały i epilog? Ale ten czas leci. :o Wiem, że znowu mało Sergiego, wiem. Ale obiecuję, że w następnym rozdziale będzie go jutro trochę więcej. 



Do następnego, 
Ines ;*

poniedziałek, 2 marca 2015

OCHO.

- Blan mogę Cię o coś zapytać? – wyszeptałem.
- Oczywiście.
- Dlaczego tutaj jesteś? Dlaczego jesteś tutaj ze mną, a nie z Sergim?
- Marc.. Jesteś dla mnie bardzo ważny, i nawet nie próbuj myśleć, że jestem tu tylko, dlatego żeby się z Tobą przespać, a rano wrócić do Roberto. Wiesz, że to nie tak. To jest cholernie trudne. – chwyciłaś moją rękę w swoje dłonie.
- Wiem, ale teraz jesteś tutaj, a za kilka godzin będziesz w objęciach Sergiego.
- Nie mów tak.
- Teraz mam Cię przy sobie, jesteś w moich ramionach, czuję Twój zapach i mogę Cię przytulić wtedy jestem najszczęśliwszym facetem na świecie, ale gdy wychodzisz z tego mieszkania moje życie staje się szare i ponure. Gdy gram, gram dla Ciebie. Każdą wolną chwilę spędzam na myśleniu o Tobie, nie potrafię zrobić żadnej czynności nie myśląc o Twoim uśmiechu, błysku w oku. Blanca, bo… bo ja Cię kocham. Kocham Cię najbardziej na świecie. – powiedziałem, a Ty pogłaskałaś mój policzek i pocałowałaś mnie. To była Twoja odpowiedź, nie spodziewałem się, że coś odpowiesz, bo wiedziałem, że masz Sergiego, że Cię zaskoczyłem. Mocno się do mnie przytuliłaś i wyszeptałaś:
- Ja Ciebie też. – te słowa były… były najcudowniejszymi słowami, jakimi w życiu usłyszałem.
Przegarnąłem jeszcze Twoje włosy, pocałowałem w czoło i powiedziałem:
- Śpij już księżniczko.

*

Przez następne dni nie do końca potrafiłam określić to, co działo się w moim życiu. To co powiedział Marc wywróciło mój świat do góry nogami. Godzinami przesiadywałam w domu i oglądałam stare zdjęcia, które dostałam od Sergiego. Jak ja mogłam być taką bezduszną idiotką? Wykorzystałam jednego i drugiego, tego okłamałam, a tego zostawiłam. Na samą myśl łzy same cisnęły mi się do oczu. Nagle rozdzwonił się mój telefon, przetarłam chusteczką nos i odebrałam.
- Tak?
- Blan, dziś wieczorem w Cocoa mała imprezka. Wpadniesz? – zapytał Cris.
- Nie mam nastroju, jakoś się nie nadaję do tego. – odparłam.
- Blanca, co z Tobą? Ostatnio w ogóle się nie odzywasz, źle się czujesz?
- Cristian jest wszystko okej, będę, tylko powiedz, o której. – odpowiedziałam zrezygnowana, wiedziałam, że inaczej nie dadzą mi spokoju.
- Przyjedziemy po ciebie z Lori koło 21. Do zobaczenia. – dodał i się rozłączył. Głośno westchnęłam i rzuciłam się na kanapę. Jedyna rzecz, o której teraz marzyłam to spotkanie Marca i Sergiego. Przecież ja nie będę wstanie spojrzeń im w oczy.
Koło 20 zjadłam małą kolację i zaczęłam się szykować. Założyłam krótką wzorzystą sukienkę z długim rękawem, włosy lekko podkręciłam, zrobiłam mocniejszy makijaż i byłam gotowa. Po niedługiej chwili dostałam smsa „Czekamy na dole”, wzięłam małą torebkę do ręki i wyszłam z mieszkania. W samochodzie udawałam, że wszystko jest okej, uśmiechałam się, grałam najlepiej jak umiałam. Cholera, mogłam iść na aktorstwo! Po około 15 minutach dojechaliśmy pod klub. Teraz wreszcie mogłam zobaczyć pannę Lopez w całej okazałości, wyglądała przepięknie. Miała czarną, święcącą sukienkę na naramkach i tego samego koloru wysokie szpilki.
- Ślicznie wyglądasz. – szepnęłam jej do ucha, gdy przekraczaliśmy główne wejście. Usiedliśmy w zarezerwowanym dla nas boksie. Po chwili przyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Rafihna.
- Witam wszystkich. To co pijemy? – zapytał rozsiadając się.
- Może zaczekamy na resztę, hę? – powiedziała Lori.
- No dobra dobra.
W pół godziny w klubie byli już wszyscy Cris, Lori, Rafa, Sergi, Marc, Melissa i ja. Wszyscy mieli dobre humory, śmiali się, pili kolorowe drinki, jedynie ja nie miałam ochoty na siedzenie tutaj. Impreza rozkręciła się na dobre, Melissa gdzieś zniknęła, co szczerze powiem wcale mi nie przeszkadzało, bo nie polubiłam dziewczyny. Sama jej obecność doprowadzała mnie do szaleństwa, krew się we mnie gotowała. W pewnym momencie przy stoliku zostałam sama z Rafinhą i Marciem. Obrońca cały czas mi się przyglądał, jedyne, o czym marzyłam to zniknąć.
- No to czas na łowy. – powiedział już lekko podpity Rafa i potarł ręce. – Blan, która?
- Skąd mam to wiedzieć? Ta przy barze może. – powiedziałam na odczepne.
- Ta w kolorowej sukience? Te niezła, fajny tyłek ma. Trzymajcie kciuki, Alcantara wkracza do akcji. – krzyknął zadowolony z siebie. No i zostaliśmy sami, niezręczna cisza, która panowała między mną, a Marciem robiła się coraz bardziej krępująca.
- Blan powiesz coś wreszcie. – poprosił spoglądając na mnie.
- Nie wiem, w ogóle nie wiem, co tu robię. Patrzę w lustro i widzę szmatę, która wyrządziła tyle krzywdy ludziom, których kochała.
- Dlaczego tak mówisz?
- Bo taka jest prawda Marc. Wszyscy są tu szczęśliwi, zareagowali tak pozytywnie na mój powrót tylko, dlatego że nie wiedzą, dlaczego tak naprawdę wyjechałam. Gdyby wiedzieli nikt by mnie tu nie chciał. A przede wszystkim Sergi, który tak mi pomaga, a ja wcale na to nie zasługuję. – mówiłam ze łzami w oczach. – A ty, zajmij się Melissą, ona Cię potrzebuje, potrzebuje faceta, który ją kocha, wspiera i przy którym zasypia i budzi się każdego dnia. O mnie zapomnij, o tym, co się działo trzy lata temu. Jesteśmy przyjaciółmi i tego się trzymajmy.
- Blan.
- Nie Marc. Pójdę już, bawcie się dobrze. – dodałam wstając od stolika.

*


Obudziłem się i zobaczyłem, że poduszka obok mnie jest pusta. Było to jednoznaczne z tym, że już wyszłaś. Spojrzałem na zegarek, wskazywał on 9:15, niechętnie podniosłem się z łóżka. Moja sypialnia nie wyróżniała się niczym szczególnym: łóżko, dwie szafki nocne, jakiś obraz na ścianie. Duże okno, z którego rozciągać się widok na góry oraz jedną z dzielnic Barcelony. Wziąłem prysznic, z garderoby zabrałem jeansy i popielaty Tshirt. Zjadłem śniadanie, zapakowałem kosmetyczkę, którą zawsze zabieram na trening. Wyszedłem na korytarz, wyjąłem z szafki Airmaxy i kucnąłem. Wiązałem buta, gdy zobaczyłem coś niesamowitego. Na dużym lustrze, różową pomadką było napisane "Kocham Cię ". Uśmiechnąłem się szeroko i chwilę później wyszedłem z mieszkania.

Było już późno, siedziałem sam w pustym mieszkania. Kolejny wieczór spędzony samotnie, nienawidziłem tego, tak bardzo brakowało mi Twojego uśmiechu, głosu, pocałunków. Chciałem mieć Cię tylko dla siebie. Postanowiłem do Ciebie zadzwonić. Wziąłem iphona i wykręciłem numer. Po chwili odebrałaś.
- Część - usłyszałem.
- Ja też Cię kocham. - powiedziałem.
- Podobała Ci się niespodzianka?
- Cudowna jak Ty.
- To dobrze, bo zmarnowałam na nią całą szminkę. - powiedziałaś ze śmiechem.
- Kupię Ci nową. Channel czy Yves Saint Laurent?
- Wiesz, że wystarczy mi zwykła z Sephory.
- Zasługujesz na najlepsze rzeczy.
- Jesteś kochany. Nie mogę za długo rozmawiać, Sergi jest w pokoju obok.
- Echh.. stęskniłem się już. Kiedy się widzimy?
- Nie wiem. Sergi chce gdzieś mnie zabrać na weekend.
- Zadzwonisz jutro jak będziesz sama? - zapytałem.
- Oczywiście. Muszę kończyć, bo Sergi już się niepokoi.
- Kocham Cię. Słodkich snów kochanie.
- Ja Ciebie też. Buziaczki.

---------------------------------
Tak bardzo o niczym ten rozdział... I tak bardzo krótki :/ Ale za to jest odrobina Rafy specjalnie dla Wioli ;* 
Ferie się skończyły, czas wrócić do szkoły. Powiem wam, że to były bardzo piśmienne ferie. Pochwale się, a co :) 19 rozdziałów w dwa tygodnie. Jestem bardzo zadowolona z tego wyniku.
Serdecznie zapraszam na mój nowy blog, który piszę razem z moją kochaną sueños
http://el-amor-aqui-y-ahora.blogspot.com/



Do następnego, 
Ines ;*


poniedziałek, 23 lutego 2015

SIETE.


Siedziałam w domu, gdy nagle rozdzwonił się mój telefon, wzięłam go do ręki i odebrałam.
- Tak słucham?
- Blanca, tu Marc. Możemy się spotkać? Chciałem pogadać.
- Jasne. Gdzie i o której?
- W 'Delii' za godzinę?
- To do zobaczenia. - Ubrałam się jeansowe spodnie, luźną brzoskwiniową bluzeczkę i żakiet. Wzięłam do ręki torebkę i wyszłam z mieszkania. Droga do małej kawiarni w centrum zajęła mi prawie 30 minut. Gdy weszłam do środka zobaczyłam, że obrońca już na mnie czeka.
- Hej - powiedziałam, gdy podeszłam do stolika. Odpowiedział mi tym samym i pocałował w policzek. Zamówiliśmy sobie po kawie i croassaincie. Trochę pożartowaliśmy, gdy Marc powiedział.
- Blanca, myślę, że powinnaś poznać prawdziwy powód, dlaczego wyjechałaś. - powiedział i wziął łyk kawy.
- Co? Jak? Nie rozumiem.
- Między tobą, a Sergim nie było tak idealnie jak wszyscy mówią. A my nie byliśmy tylko przyjaciółmi. – powiedział, a ja zakrztusiłam się ciasteczkiem.
- Możesz jaśniej?
- Sypialiśmy ze sobą. Gdy byłaś z Sergim, byłaś również ze mną. Tylko, że o was wiedział cały świat, a o nas tylko my.
- Ale jak, przecież... Jesteś pewien, że nikt nie wiedział?
- Lorena chyba cię czegoś zaczęła domyślać. Ale nigdy nie powiedziała, że wie.
- Ale jak to się stało, że my...?
- To był czas, gdy między Tobą, a Sergim zrobiło się nieciekawie.

Umówiliśmy się wszyscy w naszej ulubionej restauracji 'Salamandra'. Bardzo się cieszyłem na to spotkanie, dawno wszyscy razem nigdzie nie byliśmy. A to treningi, a to praca, a to jakaś choroba czy wyjazd. Stałem przed restauracji w oczekiwaniu na Ciebie i Sergiego, tylko. Niestety okazało się, że mała Carlota się rozchorowała i Cris z Loreną musieli zostać z nią w domu. Po chwili pojawiłaś się Ty, sama. Miałaś na sobie śliczną, czarną sukienkę do połowy ud. Wyglądałaś w niej zjawisko, pięknie jak zawsze. Gdy spojrzałem na Twoja twarz zauważyłem, że jesteś strasznie zdenerwowana. Podeszłaś do mnie i chyba z lekko wymuszonym uśmiechem przywitałaś się.
- Gdzie Sergi? - zapytałem.
- W Reus. U ciotki. Uznał, że nie wraca dzisiaj do domu.
- Przykro mi. - odpowiedziałem. Od ponad tygodnia Roberto codziennie jeździł do swojej rodzinnej miejscowości. Jego ciotka Marisol zachorowała się i piłkarz jeździł się nią opiekować. Była to jedna z najważniejszych osób w życiu mojego przyjaciela, dlatego go rozumiałem, ale nie potrafiłem patrzeć jak przy tym zaniedbuje Ciebie. - To co jesteśmy skazani na siebie? Chodź, nie pozwolę żebyś w ten wieczór się o coś martwiła. - chwyciłem Cię za rękę i wprowadziłem do restauracji. Gdy kelnerzy zobaczyli, że jesteśmy tylko we dwóje szybko robili przemeblowanie naszego boksu. Dziwnie byśmy wyglądali sami przy pięcioosobowymi stoliku. Mniejsza o to. Piliśmy wino, jedliśmy paelle i ciasto czekoladowe na deser, śmialiśmy się, opowiadaliśmy różne historię. Od momentu wejścia do Salamandry na Twojej twarzy cały czas widniał piękny uśmiech. Najpiękniejszy, jaki w życiu widziałem. Nie wiedziałem czy to zasługa moja czy wina, ale cieszyłem się, że nie zamartwiasz się Sergim. Po drugiej wyszliśmy z lokalu. Jak na złość nie jechała żadna taksówka, a o tej godzinie metro już nie jeździ.
- Przejdę się, nie mam daleko. - powiedziałaś.
- Odprowadzę cię. Przecież nie puszczę cię samej o tej godzinie.
- Dziękuję. - odpowiedziałaś. Gdy byliśmy już niedaleko mieszkania Twojego i Sergiego nagle z nieba lunął deszcz. Zaczęliśmy się śmiać i biec przed siebie. Ty w swoich wysokich szpilkach, po śliskim chodniku nie raz byś wywinęła orła gdybym cię nie podtrzymał. Zatrzymaliśmy się pod daszkiem przy drzwiach waszego apartamentowca, oparliśmy się o nie i śmialiśmy się jak dzieci.
- Gdzie ja mam klucze? - mówiłaś ze śmiechem szukając ich w czarnej torebce. - Kurde nie ma. Poszukaj, bo mi się ręce za bardzo trzęsą. - wziąłem ją i wtedy zobaczyłem, że cała dygoczesz z zimna. Zdjąłem z siebie marynarkę i zarzuciłem na Twoje ramiona. Poszperałem i w bocznej kieszonce torebki znalazłem pęk kluczy.
- Które? - zapytałem.
- Te z kwiatkiem. - odpowiedziałaś. Otworzyłem Ci drzwi i przepuściłem do środka. - Jakoś dotrę do domu. Aż tak daleko nie mam, może gdzieś po drodze taksówki będą stać. Dziękuję za dzisiejszy wieczór. - powiedziałem, chociaż tak naprawdę nie chciałem się z Tobą rozstawać.
- Zwariowałeś? Zapraszam na górę. - powiedziałaś z pięknym uśmiechem, a ja nie miałem serca Ci odmówić. Może nie chciałem?
Był już środek nocy, a ja nadal u Ciebie siedziałem. Piliśmy już drugą butelkę wina tego wieczoru, poszłaś po coś do sąsiedniego pokoju, a ja w tym czasie wyszedłem na taras. Wziąłem głęboki oddech świeżym, nocnym powietrzem, widok na oświetloną Barceloną wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech. Zawsze zazdrościłem Sergiemu tego apartamentu, kochałem to miasto, ten widok zawsze zapierał mi dech w piersiach. Nagle usłyszałem Twoje kroki, odwróciłem się i znowu poczułem taki dziwny ucisk w okolicach serca.
- Dziękuję, że spędziłeś dzisiaj ze mną ten wieczór. – powiedziałaś.
- To ja dziękuję. – uśmiechnąłem się - Nie zrozumiem go, nigdy go nie zrozumiem. – powiedziałem w sumie sam do siebie. Zrobiłem kilka kroków w Twoim kierunku, stałaś tam teraz przede mną w pięknej sukience, którą najchętniej bym z Ciebie zdarł. Nachyliłem się, przegarnąłem kosmyk Twoich włosów i pocałowałem Cię. Pomyślałem, że zaraz dostanę w twarz, ale nie, odwzajemniłaś pocałunek. A potem było już tylko lepiej.. Przyciągnąłem Cię do siebie i podniosłem, Ty oplotłaś swoje nogi wokół moich bioder. To, co się potem wydarzyło nie powinno mieć miejsca, ze względu na Ciebie, na Sergiego, na naszą przyjaźń. Mimo wyrzutów sumienia, nie żałowałem tamtej nocy. Zawsze, od momentu, gdy pierwszy raz Cię zobaczyłem, wiedziałem, że Sergi jest największym szczęściarzem na świecie. Miał Ciebie, najwspanialszą kobietę na ziemi. Leżałem koło Ciebie, tak słodko spałaś. Na dworze zaczęło się robić widno, postanowiłem się ulotnić, bałem się, że Sergi postanowi jednak przed treningiem wjechać jeszcze do domu. Zabrałem szybko swoje rzeczy, na kartce wyrwanej z jednego z notatników w kuchni napisałem „Dziękuję i przepraszam. Pojechałem na trening. M.”, następnie schowałem ją do Twojej torebki. Wiedziałem, że tam Sergi nie będzie zaglądał. Pocałowałem Cię jeszcze w policzek i wyszedłem.
Myślałem, że po tej nocy mnie znienawidzisz albo oboje o niej zapomnimy, ale tak się nie stało. Sergiego coraz częściej nie było, a Ty potrzebowałaś towarzystwa. Dla ciebie zawsze potrafiłem znaleźć czas.

- I tak to się zaczęło.
- Ile to trwało? – zapytałam.
- Prawie dziesięć miesięcy. Media są wszędzie, zaczęliśmy się bać, że w końcu coś znajdą. Kazałem Ci wybrać, albo Sergi, albo ja.

Sergi nie spędzał już każdej wolnej chwili w Reus, coraz częściej bywał w domu, co przeszkadzało nam w spotykaniu się. Miałem już dość tego całego ukrywania się, chciałem wykrzyczeć całemu światu jak bardzo Cię kocham.
- Blanca, musisz mu powiedzieć. – powiedziałem, gdy udało się nam znaleźć chwilę dla siebie. Nie odpowiedziałaś nic tylko smutno na mnie spojrzałaś – Musisz wybrać, albo Sergi albo Ja. Nie chcę się dłużej Tobą dzielić. – podszedłem i przytuliłem Cię. – Zrozumiem, będę starał się zrozumieć, jeśli wybierzesz Roberto. Mimo to pamiętaj, że Cię kocham. – chwyciłem Twoją twarz w dłonie i złożyłem pocałunek na Twoich ustach, byłem świadomy, że może być to ten ostatni.
Kilka dni później pojawiłaś się w moich drzwiach pięknie ubrana białe rurki, jasnoróżowy sweterek i tego samego torebkę. Za Tobą stały dwie duże i jedna mała walizka. Byłem strasznie zaskoczony.
- Mogę? – wyszeptałaś.
- Oczywiście. – wpuściłem Cię, wziąłem Twoje walizki i zostawiłem w przedpokoju. Podszedłem do Ciebie i mocno przytuliłem. Spojrzałem na Ciebie i zobaczyłem, że łza spływa Ci po policzku. – Kochanie, co się stało?
- Odeszłam od Sergiego.

Przygotowałem kolację, pięknie zastawiłem stół, ubrałem się w ciemne jeansy i białą koszulę. Nagle zadzwonił telefon z klubu, że muszę się stawić jak najszybciej. Niezadowolony wsiadłem do swojego czarnego Audi. Gdy wracałem olśniło mnie, że zapomniałem kupić dla Ciebie kwiatów. Zatrzymałem się przy kwiaciarni i kupiłem piękny bukiet białych róż. Sprawdziłem jeszcze czy aby na pewno w kieszonce marynarki mam czerwone pudełeczko, a w nim pierścionek zaręczynowy.
Gdy wszedłem do naszego apartamentu, siedziałaś na kanapie. Uśmiechnąłem się do Ciebie, podszedłem i pocałowałem w policzek.
- Przygotowałem kolację, mam nadzieję, że jesteś głodna.
- Sergi musimy porozmawiać. – powiedziałaś to tak poważnie, zaniepokojony usiadłem obok Ciebie – Nie możemy być już razem, musimy się rozstać. – na te słowa pękło mi serce. Chciałem Ci się oświadczyć, a Ty powiedziałaś, że to koniec.
- Co, dlaczego?
- Przykro mi, ale ja nie potrafię tak dłużej.
- Blanca.. Wiem, że między nami nie było ostatnio najlepiej, że poświęcałem swój czas ciotce, ale miałem wrażenie, że teraz jest już lepiej, że wszystko wraca do normy. Daj nam jeszcze szansę, proszę.
- Nie Sergi. Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale nie mogę. Przepraszam.
- Nie rób nam tego. – powiedziałem, a Ty chwyciłaś moją twarz w dłonie.
- Pozwól mi odejść. – złożyłaś krótki pocałunek na moich ustach i wstałaś z kanapy. Wzięłaś walizki, które wcześniej uszykowałaś i wyszłaś. Tak po prostu. To był najgorszy wieczór w moim życiu. Podszedłem do półki, na której leżały nasze wspólne zdjęcia i zrzuciłem je od razu. Wyjąłem z szafki whiskey i usiadłem na podłodze. Wypiłem już trochę, gdy wyjąłem pierścionek z kieszeni, otworzyłem pudełeczko i zacząłem się śmiać. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. To było jak zły sen, z którego szybko chciałem się obudzić.

Brałaś kąpiel, a ja zacząłem szykować śniadanie. Tak bardzo się cieszyłem, że jesteś tu ze mną. Odeszłaś od Sergiego, mimo, że był to mój przyjaciel cieszyłem się jak małe dziecko. Nagle rozdzwonił się Twój telefon, wziąłem Twoją torebkę i chciałem go wyłączyć. Gdy odrzuciłem połączenie od pomocnika w oczy rzucił mi się paszport i bilet. Wziąłem je do ręki. Bilet był zabukowany na dzisiejsze popołudnie, do Londynu. Wtedy wyszłaś z łazienki.
- Co to jest? – zapytałem.
- Bilet na dziś do Londynu.
- Widzę. Blanca?
- Wyjeżdżam Marc. Nie mogę tu zostać. – powiedziałaś i podeszłaś do mnie – Nie mogę być z żadnym z was. Wybierając Sergiego skrzywdziłabym Ciebie, a to jest ostatnia rzecz, jakiej bym chciała, i siebie, bo nie potrafiłabym żyć z myślą, że Sergi zrobi dla mnie wszystko, a ja zdradzam go z jego najlepszym przyjacielem. A wybierając Ciebie skrzywdziłabym nie tylko Sergiego, ale i Ciebie. To Ty zostałbyś znienawidzony przez niego i przez fanów. Nie mogę do tego dopuścić.
- Nie mów tak. Proszę Cię, nie rób tego.
- Przepraszam Marc, ale tak będzie najlepiej.
- Najlepiej? Dla kogo? Gdy pojawiłaś się wczoraj w tych drzwiach stałem się najszczęśliwszym facetem na świecie, bo pomyślałem, że będę miał w końcu Cię tylko dla siebie. A Ty chcesz wyjechać i mnie zostawić.
- Marc..
- Pojadę z Tobą, obojętnie gdzie, nawet na koniec świata. Mogę grać w jakimś podłym klubie byle tylko być z Tobą.
- Nie. Tutaj, w Twoim sercu jest Barcelona i zostaniesz tu tak długo jak będziesz mógł, do końca. Nie możesz zmarnować takiej szansy przeze mnie.
- Ale..
- Za chwilę przyjedzie moja taksówka. Zapomnij o mnie i bądź szczęśliwy.
- Mogę Cię pocałować ten ostatni raz? – zapytałem, a Ty twierdząco pokiwałaś głową. Wpiłem się w Twoje usta i chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie. Przytuliłem Cię bardzo mocno i ostatni raz wąchałem Twoich pięknych perfum.
- Chciałam powiedzieć ‘Do zobaczenia’, ale nie mogę, bo już się nie zobaczymy. Żegnaj Marc. – wyszeptałaś i pocałowałaś mnie w policzek – Kocham Cię. – to było ostatnie zdanie, jakie powiedziałaś. Chwilę potem wyswobodziłaś swoją rękę z mojego uścisku, wzięłaś walizki i wyszłaś. Wtedy widziałem Cię po raz ostatni.

Skończył opowiadać, a łzy spływały mi jedna po drugiej po policzkach.
- Wiesz, co to jest? – zapytał wskazując na moją czarną bransoletkę z małym, złotym serduszkiem.
- W szpitalu powiedzieli mi, że miałam ją w czasie wypadku.
- Podarowałem Ci ją kilka tygodni przed Twoim wyjazdem. Żebyś zawsze pamiętała jak bardzo Cię kocham. Minęły dwa lata, a Ty nadal ją nosisz. Czy to znaczy, że..
- Marc nie wiem. Ja nic nie pamiętam, nie pamiętam, dlaczego nadal noszę tą bransoletkę, nie pamiętam czy nadal Cię kocham. Nie pamiętam czy kiedykolwiek Cię kochałam. To jest okropne, tak bardzo bym chciała odpowiedzieć Ci na to pytanie, ale nie potrafię. Przepraszam.
- Wiem, zadałem głupie pytanie.

- Nawet, jeśli odpowiedziałabym tak, to nie ma znaczenia. Jesteś szczęśliwy z Melissą, kochasz ją. Ja nie chcę tego zmieniać. A teraz wybacz, ale już pójdę. Muszę pobyć sama, zrozumieć to. Przepraszam. – powiedziałam, chwyciłam torebkę do ręki. Przechodząc obok Marca czułam jak chwyta mnie za rękę. – Nie utrudniaj mi tego, proszę. – powiedziałam ze łzami w oczach. Obrońca posłuchał mojej prośby i puścił moją dłoń. 

-----------------------
Nieskromnie powiem, że uwielbiam ten rozdział i bardzo mi się podoba. :3 Mam nadzieję, że wam też i chociaż odrobinkę zaskoczyłam.
Do następnego, 
Ines ;*