Po wczorajszej kłótni postanowiłem jakoś udobruchać
Melissę. Miała trochę racji, ostatnio dużo czasu poświęcałem Blance, a ją zaniedbywałem.
Postanowiłem, że w najbliższy weekend ją gdzieś zabiorę. Kupiłem dwa bilety
lotnicze, zarezerwowałem najlepszy hotel, teraz zostało mi tylko przekonać ją do wyjazdu.
- Bilety na dzisiejszy wieczór do Porto. W ramach
przeprosin. Co Ty na to? – zapytałem gdy kończyliśmy śniadanie.
- Wspaniale. Ale nie masz treningów?
- Del Bosque woli nie ryzykować, bez sensu jest żebym jechał na zgrupowanie z bolącym udem. Lucho dał nam wolny weekend. O 15 mam ostatni trening. Pojadę prosto na lotnisko.
- Dobrze. Tam się spotkamy. Kocham cię misiu. Lecę do pracy. - powiedział i krótko mnie pocałowała.
- Pa kochanie. – odpowiedziałem. Poszło lepiej niż myślałem, widocznie przez noc nerwy opadły i nie była już na mnie zła. Albo idealnie maskowała swoją złość.
- Wspaniale. Ale nie masz treningów?
- Del Bosque woli nie ryzykować, bez sensu jest żebym jechał na zgrupowanie z bolącym udem. Lucho dał nam wolny weekend. O 15 mam ostatni trening. Pojadę prosto na lotnisko.
- Dobrze. Tam się spotkamy. Kocham cię misiu. Lecę do pracy. - powiedział i krótko mnie pocałowała.
- Pa kochanie. – odpowiedziałem. Poszło lepiej niż myślałem, widocznie przez noc nerwy opadły i nie była już na mnie zła. Albo idealnie maskowała swoją złość.
*
Trening skończył się szybciej niż myślałem. Z ośrodka wyjeżdżałem prawie godzinę wcześniej. Postanowiłem pojechać jeszcze do centrum żeby kupić Melissie jakiś drobiazg u jubilera. W drodze zadzwonił mi telefon, na ekranie zobaczyłem zdjęcie Blanci. Nadusiłem zielona słuchawkę i powiedziałem:
- Hejka.
- Marc.. - wyszeptała - Pomóż mi... Nie mogę... – urwała, a ja usłyszałem huk.
- Blanca! Blanca odezwij się! Blanca do cholery! - krzyknąłem, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Z piskiem opon zawróciłem i skierowałem się pod mieszkanie dziewczyny. Po drodze próbowałem się jeszcze dodzwonić do Suarez, ale nikt nie podnosił słuchawki. Wbiegłem na czwarte piętro i zacząłem dobijać się do drzwi.
- Blanca! Blanca otwórz te drzwi. - Po chwili otworzyły
się i zobaczyłem bladą Blance, która padła mi w ramiona. - Blan! Hej, obudź
się. - wziąłem ją na ręce i położyłem na kanapie w salonie - Proszę Cię. -
kilka sekund później Blanca otworzyła oczy.
- Marc.. - wyszeptała i chwyciła mnie za rękę. - Boli..
- Co Ci jest?
- Kręci mi się w głowie. Strasznie źle się czuje. - powiedziała odpływając.
- Nie zasypiaj. Jedziemy do szpitala. - powiedziałem i wziąłem ją znowu na rękę. Szybko zbiegłem na dół, usadziłem ją na fotelu pasażera, zamknąłem swoje drzwi i szybko ruszyłem.
- Marc.. - wyszeptała i chwyciła mnie za rękę. - Boli..
- Co Ci jest?
- Kręci mi się w głowie. Strasznie źle się czuje. - powiedziała odpływając.
- Nie zasypiaj. Jedziemy do szpitala. - powiedziałem i wziąłem ją znowu na rękę. Szybko zbiegłem na dół, usadziłem ją na fotelu pasażera, zamknąłem swoje drzwi i szybko ruszyłem.
*
- Panie doktorze, co z nią? - zapytałem lekarza, który wyszedł w sali.
- Zapraszam do mojego gabinetu. – ruchem ręki pokazał sąsiedni pokój - Zrobiliśmy szereg badań i mogę Panu powiedzieć, że Pani Suarez nic nie jest.
- Ale przecież mdlała mi na rękach. – powiedziałem zdezorientowany.
- Nie umiem tego wytłumaczyć. Może to mieć związek z wypadkiem, może zaczęła sobie coś przypominać, a mózg się zbuntował. Naprawdę nie wiem jak to wyjaśnić. Nie mam powodu żeby ją zatrzymać. Ona nawet nie ma kataru.
- Rozumiem.
- Jedyne, co mogę Panu poradzić to proszę przy niej być przez kilka następnych dni. W razie kolejnego ataku.
- Dobrze. Dziękuje Panie doktorze.
Następne dwadzieścia minut siedziałem na szpitalnym
korytarzy w oczekiwaniu na Blancę. Na lotnisku powinienem już być, Melissa mnie
chyba zabije. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nie odbierała. Szukałem
opieki dla Blanci na weekend, ale nie było nikogo. Sergi i Cris pojechali na
zgrupowanie, Lorena z Carlotą wyjechały do rodziców Tello. W Barcelonie nie
było nikogo kto mógłby się nią zostać. Zostałem tylko ja. Wiedziałem, że nie
mogę jej zostawić. Po chwili z gabinetu
wyszła Blanca.
- Jak się czujesz? – zapytałem.
- Już lepiej. Dziękuję. – powiedziała i delikatnie się uśmiechnęła.
- Zabieram Cię do domu. Będziesz musiała mnie znieść
przez cały weekend.
- Nie trzeba.
- Oj trzeba. Zalecenie lekarza. Chodź chodź.
*
W
mieszkaniu Blanci cały czas próbowałem dodzwonić się do Melissy. Samolot do
Porto odleciał 30 minut temu, beze mnie. Nie mam pojęcia czy Jimenez do niego
wsiadła, jedyne co wiedziałem to to, że będę musiał się długo tłumaczyć. Po
zjedzonej kolacji siedzieliśmy z Blancą na kanapie i oglądaliśmy film. Nagle
dostałem SMSa od Melissy „Mam nadzieję,
że bawisz się tak samo dobrze jak ja. M.”. Przeczytałem go i zły odłożyłem
telefon na mały stoliczek.
- Coś się stało? – zapytała Blanca.
- Nie. Wszystko okej. – skłamałem. – Dobrze się już czujesz?
- Tak. Dziękuję, że tu jesteś.
- Chodź tu do mnie. – powiedziałem i przytuliłem ją do
siebie. Wtuleni w siebie dalej oglądaliśmy film z Angeliną Jolie. Podczas
napisów końcowych zorientowałem się, że słodko zasnęła. Z uśmiechem delikatnie ją podniosłem i zaniosłem
do sypialni. Okryłem kocem, nachyliłem się i pocałowałem w czoło. Odwracając
się poczułam jak Blanca chwyta mnie za rękę. Spojrzałem na nią, ale cały czas
spała.
- Dlaczego pozwoliłeś mi odejść? – zapytała szeptem przez
sen.
*
Smażyłem sobie naleśniki na
śniadanie, Blanca czuła się już dobrze, więc po trzech dniach spędzonych u niej
wróciłem do siebie. Wreszcie wyspałem się na wygodnym łóżku, a nie na małej
kanapie. Dzisiaj powinienem wrócić z Melissą z Porto. Wiem, że pojechałem po
całej linii i że nie będzie łatwo ją przeprosić. Siedziałem na kanapie skacząc
po kanałach, nagle usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Wyłączyłem
telewizor i wstałem z kanapy. Na środku pokoju pojawiła się Melissa w
jeansowych spodniach i luźnej białej bluzce.
- Meli ja Ci to wszystko wyjaśnię. – zacząłem – Naprawdę
jechałem na lotnisko, ale… Próbowałem się do Ciebie dodzwonić.
- Telefon mi się rozładował.
- Kochanie.. musiałem pomóc..
- Musiałeś pomóc Blacne, wiem. Zdążyłam się przyzwyczaić,
że teraz ona jest na pierwszym miejscu.
- Melissa to nie tak. Jechałem na lotnisko i wtedy
zadzwoniła po pomoc. Rozmawiając ze mną i zemdlała. Musiałem do niej jechać. Musiałem
jej pomóc. Zawiozłem ją do szpitala, musiałem. Nie zdążyłem na ten samolot.
- Musiałem, musiałem, musiałem… Nic nie musiałeś. Jedyne
co tak naprawdę musiałeś to być na tym cholernym lotnisku. To miał być nasz
weekend, słyszysz? NASZ. A i powiem Ci, że w Porto było przepięknie. Cieszę
się, że poleciałam bez Ciebie. – krzyczała.
- Proszę Cię nie gniewaj się.
- Przyjechałam tylko po rzeczy. Jadę na tydzień do
siostry, do Madrytu. Przemyśl to wszystko. – powiedziała i poszła do sypialni.
Po 10 minutach pojawiła się z powrotem w małą walizką w ręce. – Cześć Marc. – i
wyszła. Usiadłem na kanapie i schowałem twarz w dłonie. Z każdym dniem mój
poukładany świat coraz bardziej się walił. Po południu zadzwoniła do mnie mama,
zapytała czy wpadnę na obiad. Zgodziłem się, bo i tak nie miałem nic lepszego
do roboty. Po pysznym obiedzie z domową paellą mojej rodzicielki siedziałem na
tarasie z kieliszkiem sangrii w ręce. Po chwili dosiadł się do mnie mój
braciszek.
- Co Ty taki przybity dzisiaj? – zapytał.
- Melissa wróciła i
pojechała. Wszystko się wali.
- Chodzi o Blancę prawda?
- Tak.
- Powiedziałeś jej prawdę?
- Nie.
- Marc głupku. Opiekujecie się nią, mówicie jej wszystko,
jaki to jej związek z Sergim był idealny, a nie potrafisz powiedzieć jej, że…
- Tak, nie potrafię.
- Wiesz, że Roberto kochał ją zawsze i teraz będzie
chciał ją odzyskać. Ona musi wiedzieć.
- Eric, to nie jest takie proste.
- Właśnie, że jest. Po prostu to zrób. – podsumował.
- Co moi synkowie tak siedzą tu sami i spiskują? –
usłyszałem głos mamy i odwróciłem się.
- Nie spiskujemy mamuś. Po prostu gadamy.
- Dobrze, to chodźcie na deser, już gotowy.
Następne dni zastanawiałem się nad wszystkim co powiedział
Eric. Miał rację, muszę powiedzieć Blance prawdę. Ona musi wiedzieć dlaczego
tak naprawdę wyjechała. Wracałem z treningu i miałem co się dłużej zastanawiać.
Wziąłem telefon do ręki i wybrałem numer do Blanci.
----------------------------
Szóstka! A za tydzień wyjaśni się już wszystko :3 Doczekałam się wreszcie wymarzonych ferii i po dwóch dnia stwierdzam, że strasznie nudne są. Ale ile czasu na pisanie! <3
Dziękuję za tak liczne komentarze i proszę o więcej ;*
Przy okazji zapraszam na moje dwa nowe blogi (szaleje ostatnio)
http://la-vida-es-un-juego.blogspot.com/
http://daj-sobie-pomoc.blogspot.com/
Przy okazji zapraszam na moje dwa nowe blogi (szaleje ostatnio)
http://la-vida-es-un-juego.blogspot.com/
http://daj-sobie-pomoc.blogspot.com/
Do następnego,
Ines ;*
Mój Misio zaliczył asystę! <3
Super! Czekam na kolejny ♡
OdpowiedzUsuńo majn got, to się porobiło... siostra Melli pewnie naciągnie ją do tego, by się rozstała z Bartrą i jeszcze teraz będzie spięcie na linii Marc-Sergi... OMFG
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny <3 <3
Ja też mam teraz ferie :) Siedze na kanapie z herbatą w ręce i czytam blogi. Jedno z moich ulubionych zajęć. <33
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;))
Jaki świetny!!! :D Oj, już się nie mogę doczekać tej rozmowy ^_^ Czekam na kolejny. Buźka ;**
OdpowiedzUsuńSzczerze współczuję Melissie.. I teraz chyba będę brała jej stronę, bo też bym się wnerwiła i tak zrobiła, gdyby chłopak olewał mnie na rzecz innej.
OdpowiedzUsuńNiech Marc od razu powie, że wielce kochał się i pewnie nadal kocha w Blance! No i wiesz co? Uduszę Cię! Dlaczego? Bo nie ma ostatnio wcale Sergiego -.-
Czekam na kolejny rozdział!!
no teraz to Marc lekko przesadził, rozumiem że musiał pomóc przyjaciółce ale n iestety głupio wyszło. Ale podoba mi sie ;) i ciekwai mnie o co chodzi z tym czemu wyjechałą ;)
OdpowiedzUsuńhttp://barcaismylife.blogspot.com/
Hmm... Marc jednak trochę przegiął i stracił w moich oczach, bo kurczę, no jak to tak ją zostawił żeby sobie sama pojechała :( ech :( te wszystkie dramatyczne wątki przyprawią mnie o zawał kiedyś :p jak dobrze, że za tydzień wszystko się wyjaśni, bo ja nie wiem co bym zrobiła ;p w każdym razie rozdział świetny :) czekam na kolejny :) Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńCudny *-* Jestem jednak po stronie Marca, tak po prostu. Na jego miejscu zrobiłabym to samo, chyba... Nie mogę doczekać się następnego rozdziału <3 Dużo weny życzę :*
OdpowiedzUsuńTeż bym się wkurzyła. Bo faktycznie nic nie musiał, on po prostu chciał. Nie powinien tak pozwolić, by Melissa leciała sama. Jakoś nie zyskał tym w moich oczach.
OdpowiedzUsuńMarc się zakochuje w Baln, to widać i czuć z tysiąca kilometrów, jakie mnie od niech w pewnym sensie dziel:') Mel się naprawdę nie dziwię, tez bym się ostro wkurzyła, gdyby mnie tak chłopak wystawił. Ale z drugiej strony zostawić dziewczynę potrzebującą pomocy w tak fatalnej sytuacji to też okropieństwo. Dlatego jednak biorę stronę Marca.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem dalszego rozwoju wydarzeń, oj bardzo! No i brak mi tutaj Sergiego... :'(
Ale wspaniały rozdział kochana! <3
Tak <3 niech powie Blance!
OdpowiedzUsuńNa pewno się ze sobą przespali, czuję to w moich biednych, starych kościach xD