Siedziałam w domu, gdy nagle rozdzwonił się mój telefon,
wzięłam go do ręki i odebrałam.
- Tak słucham?
- Blanca, tu Marc. Możemy się spotkać? Chciałem pogadać.
- Jasne. Gdzie i o której?
- W 'Delii' za godzinę?
- To do zobaczenia. - Ubrałam się jeansowe spodnie, luźną
brzoskwiniową bluzeczkę i żakiet. Wzięłam do ręki torebkę i wyszłam z
mieszkania. Droga do małej kawiarni w centrum zajęła mi prawie 30 minut. Gdy
weszłam do środka zobaczyłam, że obrońca już na mnie czeka.
- Hej - powiedziałam, gdy podeszłam do stolika.
Odpowiedział mi tym samym i pocałował w policzek. Zamówiliśmy sobie po kawie i
croassaincie. Trochę pożartowaliśmy, gdy Marc powiedział.
- Blanca, myślę, że powinnaś poznać prawdziwy powód,
dlaczego wyjechałaś. - powiedział i wziął łyk kawy.
- Co? Jak? Nie rozumiem.
- Między tobą, a Sergim nie było tak idealnie jak wszyscy
mówią. A my nie byliśmy tylko przyjaciółmi. – powiedział, a ja zakrztusiłam się
ciasteczkiem.
- Możesz jaśniej?
- Sypialiśmy ze sobą. Gdy byłaś z Sergim, byłaś również
ze mną. Tylko, że o was wiedział cały świat, a o nas tylko my.
- Ale jak, przecież... Jesteś pewien, że nikt nie
wiedział?
- Lorena chyba cię czegoś zaczęła domyślać. Ale nigdy nie
powiedziała, że wie.
- Ale jak to się stało, że my...?
- To był czas, gdy między Tobą, a Sergim zrobiło się
nieciekawie.
Umówiliśmy się wszyscy w naszej ulubionej
restauracji 'Salamandra'. Bardzo się cieszyłem na to spotkanie, dawno wszyscy
razem nigdzie nie byliśmy. A to treningi, a to praca, a to jakaś choroba czy
wyjazd. Stałem przed restauracji w oczekiwaniu na Ciebie i Sergiego, tylko.
Niestety okazało się, że mała Carlota się rozchorowała i Cris z Loreną musieli
zostać z nią w domu. Po chwili pojawiłaś się Ty, sama. Miałaś na sobie śliczną,
czarną sukienkę do połowy ud. Wyglądałaś w niej zjawisko, pięknie jak zawsze.
Gdy spojrzałem na Twoja twarz zauważyłem, że jesteś strasznie zdenerwowana.
Podeszłaś do mnie i chyba z lekko wymuszonym uśmiechem przywitałaś się.
- Gdzie Sergi? - zapytałem.
- W Reus. U ciotki. Uznał, że nie wraca
dzisiaj do domu.
- Przykro mi. - odpowiedziałem. Od ponad
tygodnia Roberto codziennie jeździł do swojej rodzinnej miejscowości. Jego
ciotka Marisol zachorowała się i piłkarz jeździł się nią opiekować. Była to
jedna z najważniejszych osób w życiu mojego przyjaciela, dlatego go rozumiałem,
ale nie potrafiłem patrzeć jak przy tym zaniedbuje Ciebie. - To co jesteśmy
skazani na siebie? Chodź, nie pozwolę żebyś w ten wieczór się o coś martwiła. -
chwyciłem Cię za rękę i wprowadziłem do restauracji. Gdy kelnerzy zobaczyli, że
jesteśmy tylko we dwóje szybko robili przemeblowanie naszego boksu. Dziwnie
byśmy wyglądali sami przy pięcioosobowymi stoliku. Mniejsza o to. Piliśmy wino,
jedliśmy paelle i ciasto czekoladowe na deser, śmialiśmy się, opowiadaliśmy
różne historię. Od momentu wejścia do Salamandry na Twojej twarzy cały czas
widniał piękny uśmiech. Najpiękniejszy, jaki w życiu widziałem. Nie wiedziałem
czy to zasługa moja czy wina, ale cieszyłem się, że nie zamartwiasz się Sergim.
Po drugiej wyszliśmy z lokalu. Jak na złość nie jechała żadna taksówka, a o tej
godzinie metro już nie jeździ.
- Przejdę się, nie mam daleko. -
powiedziałaś.
- Odprowadzę cię. Przecież nie puszczę cię
samej o tej godzinie.
- Dziękuję. - odpowiedziałaś. Gdy byliśmy
już niedaleko mieszkania Twojego i Sergiego nagle z nieba lunął deszcz.
Zaczęliśmy się śmiać i biec przed siebie. Ty w swoich wysokich szpilkach, po
śliskim chodniku nie raz byś wywinęła orła gdybym cię nie podtrzymał.
Zatrzymaliśmy się pod daszkiem przy drzwiach waszego apartamentowca, oparliśmy
się o nie i śmialiśmy się jak dzieci.
- Gdzie ja mam klucze? - mówiłaś ze śmiechem
szukając ich w czarnej torebce. - Kurde nie ma. Poszukaj, bo mi się ręce za
bardzo trzęsą. - wziąłem ją i wtedy zobaczyłem, że cała dygoczesz z zimna.
Zdjąłem z siebie marynarkę i zarzuciłem na Twoje ramiona. Poszperałem i w
bocznej kieszonce torebki znalazłem pęk kluczy.
- Które? - zapytałem.
- Te z kwiatkiem. - odpowiedziałaś.
Otworzyłem Ci drzwi i przepuściłem do środka. - Jakoś dotrę do domu. Aż tak
daleko nie mam, może gdzieś po drodze taksówki będą stać. Dziękuję za
dzisiejszy wieczór. - powiedziałem, chociaż tak naprawdę nie chciałem się z Tobą
rozstawać.
- Zwariowałeś? Zapraszam na górę. -
powiedziałaś z pięknym uśmiechem, a ja nie miałem serca Ci odmówić. Może nie
chciałem?
Był już środek nocy, a ja nadal u Ciebie
siedziałem. Piliśmy już drugą butelkę wina tego wieczoru, poszłaś po coś do
sąsiedniego pokoju, a ja w tym czasie wyszedłem na taras. Wziąłem głęboki
oddech świeżym, nocnym powietrzem, widok na oświetloną Barceloną wywołał na
mojej twarzy szeroki uśmiech. Zawsze zazdrościłem Sergiemu tego apartamentu,
kochałem to miasto, ten widok zawsze zapierał mi dech w piersiach. Nagle
usłyszałem Twoje kroki, odwróciłem się i znowu poczułem taki dziwny ucisk w
okolicach serca.
- Dziękuję, że spędziłeś dzisiaj ze mną ten
wieczór. – powiedziałaś.
- To ja dziękuję. – uśmiechnąłem się - Nie
zrozumiem go, nigdy go nie zrozumiem. – powiedziałem w sumie sam do siebie.
Zrobiłem kilka kroków w Twoim kierunku, stałaś tam teraz przede mną w pięknej
sukience, którą najchętniej bym z Ciebie zdarł. Nachyliłem się, przegarnąłem
kosmyk Twoich włosów i pocałowałem Cię. Pomyślałem, że zaraz dostanę w twarz,
ale nie, odwzajemniłaś pocałunek. A potem było już tylko lepiej.. Przyciągnąłem
Cię do siebie i podniosłem, Ty oplotłaś swoje nogi wokół moich bioder. To, co
się potem wydarzyło nie powinno mieć miejsca, ze względu na Ciebie, na
Sergiego, na naszą przyjaźń. Mimo wyrzutów sumienia, nie żałowałem tamtej nocy.
Zawsze, od momentu, gdy pierwszy raz Cię zobaczyłem, wiedziałem, że Sergi jest
największym szczęściarzem na świecie. Miał Ciebie, najwspanialszą kobietę na
ziemi. Leżałem koło Ciebie, tak słodko spałaś. Na dworze zaczęło się robić
widno, postanowiłem się ulotnić, bałem się, że Sergi postanowi jednak przed
treningiem wjechać jeszcze do domu. Zabrałem szybko swoje rzeczy, na kartce
wyrwanej z jednego z notatników w kuchni napisałem „Dziękuję i przepraszam.
Pojechałem na trening. M.”, następnie schowałem ją do Twojej torebki.
Wiedziałem, że tam Sergi nie będzie zaglądał. Pocałowałem Cię jeszcze w
policzek i wyszedłem.
Myślałem, że po tej nocy mnie znienawidzisz
albo oboje o niej zapomnimy, ale tak się nie stało. Sergiego coraz częściej nie
było, a Ty potrzebowałaś towarzystwa. Dla ciebie zawsze potrafiłem znaleźć
czas.
- I tak to się zaczęło.
- Ile to trwało? – zapytałam.
- Prawie dziesięć miesięcy. Media są wszędzie, zaczęliśmy
się bać, że w końcu coś znajdą. Kazałem Ci wybrać, albo Sergi, albo ja.
Sergi nie spędzał już każdej wolnej chwili w
Reus, coraz częściej bywał w domu, co przeszkadzało nam w spotykaniu się.
Miałem już dość tego całego ukrywania się, chciałem wykrzyczeć całemu światu
jak bardzo Cię kocham.
- Blanca, musisz mu powiedzieć. – powiedziałem,
gdy udało się nam znaleźć chwilę dla siebie. Nie odpowiedziałaś nic tylko
smutno na mnie spojrzałaś – Musisz wybrać, albo Sergi albo Ja. Nie chcę się
dłużej Tobą dzielić. – podszedłem i przytuliłem Cię. – Zrozumiem, będę starał
się zrozumieć, jeśli wybierzesz Roberto. Mimo to pamiętaj, że Cię kocham. –
chwyciłem Twoją twarz w dłonie i złożyłem pocałunek na Twoich ustach, byłem
świadomy, że może być to ten ostatni.
Kilka dni później pojawiłaś się w moich
drzwiach pięknie ubrana białe rurki, jasnoróżowy sweterek i tego samego
torebkę. Za Tobą stały dwie duże i jedna mała walizka. Byłem strasznie
zaskoczony.
- Mogę? – wyszeptałaś.
- Oczywiście. – wpuściłem Cię, wziąłem Twoje
walizki i zostawiłem w przedpokoju. Podszedłem do Ciebie i mocno przytuliłem.
Spojrzałem na Ciebie i zobaczyłem, że łza spływa Ci po policzku. – Kochanie, co
się stało?
- Odeszłam od Sergiego.
Przygotowałem
kolację, pięknie zastawiłem stół, ubrałem się w ciemne jeansy i białą koszulę.
Nagle zadzwonił telefon z klubu, że muszę się stawić jak najszybciej.
Niezadowolony wsiadłem do swojego czarnego Audi. Gdy wracałem olśniło mnie, że
zapomniałem kupić dla Ciebie kwiatów. Zatrzymałem się przy kwiaciarni i kupiłem
piękny bukiet białych róż. Sprawdziłem jeszcze czy aby na pewno w kieszonce
marynarki mam czerwone pudełeczko, a w nim pierścionek zaręczynowy.
Gdy
wszedłem do naszego apartamentu, siedziałaś na kanapie. Uśmiechnąłem się do
Ciebie, podszedłem i pocałowałem w policzek.
-
Przygotowałem kolację, mam nadzieję, że jesteś głodna.
-
Sergi musimy porozmawiać. – powiedziałaś to tak poważnie, zaniepokojony
usiadłem obok Ciebie – Nie możemy być już razem, musimy się rozstać. – na te
słowa pękło mi serce. Chciałem Ci się oświadczyć, a Ty powiedziałaś, że to
koniec.
- Co,
dlaczego?
- Przykro
mi, ale ja nie potrafię tak dłużej.
-
Blanca.. Wiem, że między nami nie było ostatnio najlepiej, że poświęcałem swój
czas ciotce, ale miałem wrażenie, że teraz jest już lepiej, że wszystko wraca
do normy. Daj nam jeszcze szansę, proszę.
- Nie
Sergi. Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale nie mogę. Przepraszam.
- Nie
rób nam tego. – powiedziałem, a Ty chwyciłaś moją twarz w dłonie.
-
Pozwól mi odejść. – złożyłaś krótki pocałunek na moich ustach i wstałaś z
kanapy. Wzięłaś walizki, które wcześniej uszykowałaś i wyszłaś. Tak po prostu.
To był najgorszy wieczór w moim życiu. Podszedłem do półki, na której leżały
nasze wspólne zdjęcia i zrzuciłem je od razu. Wyjąłem z szafki whiskey i
usiadłem na podłodze. Wypiłem już trochę, gdy wyjąłem pierścionek z kieszeni,
otworzyłem pudełeczko i zacząłem się śmiać. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć.
To było jak zły sen, z którego szybko chciałem się obudzić.
Brałaś kąpiel, a ja zacząłem szykować
śniadanie. Tak bardzo się cieszyłem, że jesteś tu ze mną. Odeszłaś od Sergiego,
mimo, że był to mój przyjaciel cieszyłem się jak małe dziecko. Nagle rozdzwonił
się Twój telefon, wziąłem Twoją torebkę i chciałem go wyłączyć. Gdy odrzuciłem
połączenie od pomocnika w oczy rzucił mi się paszport i bilet. Wziąłem je do
ręki. Bilet był zabukowany na dzisiejsze popołudnie, do Londynu. Wtedy wyszłaś
z łazienki.
- Co to jest? – zapytałem.
- Bilet na dziś do Londynu.
- Widzę. Blanca?
- Wyjeżdżam Marc. Nie mogę tu zostać. –
powiedziałaś i podeszłaś do mnie – Nie mogę być z żadnym z was. Wybierając
Sergiego skrzywdziłabym Ciebie, a to jest ostatnia rzecz, jakiej bym chciała, i
siebie, bo nie potrafiłabym żyć z myślą, że Sergi zrobi dla mnie wszystko, a ja
zdradzam go z jego najlepszym przyjacielem. A wybierając Ciebie skrzywdziłabym
nie tylko Sergiego, ale i Ciebie. To Ty zostałbyś znienawidzony przez niego i
przez fanów. Nie mogę do tego dopuścić.
- Nie mów tak. Proszę Cię, nie rób tego.
- Przepraszam Marc, ale tak będzie
najlepiej.
- Najlepiej? Dla kogo? Gdy pojawiłaś się
wczoraj w tych drzwiach stałem się najszczęśliwszym facetem na świecie, bo
pomyślałem, że będę miał w końcu Cię tylko dla siebie. A Ty chcesz wyjechać i
mnie zostawić.
- Marc..
- Pojadę z Tobą, obojętnie gdzie, nawet na
koniec świata. Mogę grać w jakimś podłym klubie byle tylko być z Tobą.
- Nie. Tutaj, w Twoim sercu jest Barcelona i
zostaniesz tu tak długo jak będziesz mógł, do końca. Nie możesz zmarnować
takiej szansy przeze mnie.
- Ale..
- Za chwilę przyjedzie moja taksówka. Zapomnij
o mnie i bądź szczęśliwy.
- Mogę Cię pocałować ten ostatni raz? –
zapytałem, a Ty twierdząco pokiwałaś głową. Wpiłem się w Twoje usta i chciałem,
aby ta chwila trwała wiecznie. Przytuliłem Cię bardzo mocno i ostatni raz
wąchałem Twoich pięknych perfum.
- Chciałam powiedzieć ‘Do zobaczenia’, ale
nie mogę, bo już się nie zobaczymy. Żegnaj Marc. – wyszeptałaś i pocałowałaś
mnie w policzek – Kocham Cię. – to było ostatnie zdanie, jakie powiedziałaś.
Chwilę potem wyswobodziłaś swoją rękę z mojego uścisku, wzięłaś walizki i
wyszłaś. Wtedy widziałem Cię po raz ostatni.
Skończył opowiadać, a łzy spływały mi jedna po drugiej po
policzkach.
- Wiesz, co to jest? – zapytał wskazując na moją czarną
bransoletkę z małym, złotym serduszkiem.
- W szpitalu powiedzieli mi, że miałam ją w czasie
wypadku.
- Podarowałem Ci ją kilka tygodni przed Twoim wyjazdem.
Żebyś zawsze pamiętała jak bardzo Cię kocham. Minęły dwa lata, a Ty nadal ją
nosisz. Czy to znaczy, że..
- Marc nie wiem. Ja nic nie pamiętam, nie pamiętam,
dlaczego nadal noszę tą bransoletkę, nie pamiętam czy nadal Cię kocham. Nie
pamiętam czy kiedykolwiek Cię kochałam. To jest okropne, tak bardzo bym chciała
odpowiedzieć Ci na to pytanie, ale nie potrafię. Przepraszam.
- Wiem, zadałem głupie pytanie.
- Nawet, jeśli odpowiedziałabym tak, to nie ma znaczenia.
Jesteś szczęśliwy z Melissą, kochasz ją. Ja nie chcę tego zmieniać. A teraz
wybacz, ale już pójdę. Muszę pobyć sama, zrozumieć to. Przepraszam. –
powiedziałam, chwyciłam torebkę do ręki. Przechodząc obok Marca czułam jak
chwyta mnie za rękę. – Nie utrudniaj mi tego, proszę. – powiedziałam ze łzami w
oczach. Obrońca posłuchał mojej prośby i puścił moją dłoń.
-----------------------
Nieskromnie powiem, że uwielbiam ten rozdział i bardzo mi się podoba. :3 Mam nadzieję, że wam też i chociaż odrobinkę zaskoczyłam.
Do następnego,
Do następnego,
Ines ;*
te retrospekcje>>>>>>>>>>>>>>
OdpowiedzUsuńale wreszcie znamy prawdziwą przyczynę jej ucieczki do Londynu....:)
czekam na koeljny :**
Biję brawo na stojąco. Według mnie to najlepszy rozdział, jaki dotychczas pojawił się na tym blogu. Oczywiście pozostałe też są dobre, a nawet bardzo dobre, ale ten jest po prostu... wspaniały. Cały czas czułam, jakbym była z Blan i Marciem, jakbym była w ich wspomnieniach i przeżywała to wszystko z nimi. A to według mnie trudne do wykonania. Dlatego jeszcze raz mówię "Brawo!".
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że pozytywnie zaskoczysz. Nie mogę się doczekać, pozdrawiam ;*
Ojej! Nie pomyślałabym wcale, że oni mieli romans : o
OdpowiedzUsuńAle i tak, uważam, że w tej sytuacji najbiedniejszy jest mój ukochany Sergi! Mogłabym go pocieszyć ^^ Ale za późno...
I dziękuję za dodany dziś rozdział!
Czekam na kolejny rozdział ;**
Wów! Cudo, po prostu cudo! <3 najpiękniejszy rozdział jaki kiedykolwiek czytałam do tej pory w swoim życiu.
OdpowiedzUsuńTak bardzo wszystko było skomplikowane w ich przeszłości.. Umieram z ciekawości co będzie dalej, jak wszystko się potoczny. Tyle pytań, a brak jakiejkolwiek odpowiedzi na razie.
Czekam na kolejny rozdział z wielkim utęsknieniem. ;*
No dzieje się dzieje. ;) No powiem że sama nie wiem co bym zrobiła gdyby byłam na miejscu Blanci ;) Życzę weny i czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńWieeeeeedziałam! No po prostu od początku wiedziałam, że oni tacy święci nie byli. I proszę! Taki dziesięciomiesięczny romans :') Podoba mi się, nie powiem.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że kocham to opowiadanie. Jak i to o Sergio. I to o Aaronie. Torturujesz mnie normalnie tą swoją genialnością ;*
Dobrze, że Marc jej powiedział. Teraz to się dopiero zacznie dziać. Tak więc czekam na następny! ♥
No w końcu akcja nabiera tempa ;p Nawet nie wiesz jak zaskoczyłaś mnie z tym, że Marc jej zaczął o tym opowiadać ;o Ale rozdział świetny :) Czekam na kolejny :* Buziaki :*
OdpowiedzUsuńMi też się podoba ;3
OdpowiedzUsuńOna płacze i ja też... :') Kochana, to jest... CUDOWNE!! <3
OdpowiedzUsuńW końcu zaczyna coś się dziać :D To lubię! Podoba mi się i czekam na następny. P.S Zapraszam do siebie : http://whats-a-man-loves-a-woman.blogspot.com/ :*
OdpowiedzUsuńprzepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale wszystko nadrabiam dzisiaj i to by było trochę bez sensu - mam nadzieję, że mi wybaczysz!
OdpowiedzUsuńczytałam ten rozdział z otwartą buzią, PRZYSIĘGAM NA MORATĘ, ŻE TO TWÓJ NAJLEPSZY ROZDZIAŁ, JAKI KIEDYKOLWIEK CZYTAŁAM!
oby następny był jeszcze lepszy od tego!
czekam na kolejny :*
Wspaniały rozdział. Retrospekcje. I znamy, co dlaczego i kto z kim.
OdpowiedzUsuńJeden z lepszych rozdziałów.
Rozdział jest rewelacyjny, naprawdę bardzo mi się podoba! Większość tego wszystkiego stała się jasna. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńHA HA HA!
OdpowiedzUsuńI kto zgadł? No kto?
Bijcie pokłony, moi drodzy!
A rozdział rewelacyjny jak wszystkie, chyba teraz obie jesteśmy królami xD